Jakiś czas temu napisałem tekst o cechach tekstów technicznych, które ułatwiają ich tłumaczenie. W trakcie pisania zdałem sobie sprawę, że w tłumaczeniu umów można opisać podobne cechy. Oto więc analogiczny wpis poświęcony umowom, regulaminom i innym tekstom prawnym.
TŁUMACZENIE UMÓW I TEKSTÓW PRAWNICZYCH
Z tekstami prawniczymi rzecz ma się podobnie do tekstów technicznych. Jeśli są napisane niedbale, stają się niejasne, co może mieć poważne skutki. W tekstach technicznych może to doprowadzić do uszkodzenia maszyny, obrażeń operatora, a w skrajnych wypadkach nawet śmierci. W przypadku umów może dojść do wszelkiego rodzaju nieporozumień o mniejszych lub większych konsekwencjach: od zwykłego opóźnienia w realizacji obowiązków po poważne kary finansowe czy nawet ograniczenie wolności.
Umowy, warunki czy regulaminy, które na ogół tłumaczę, są w jakimś stopniu związane z tematami technicznymi: umowy sprzedaży maszyn przemysłowych, w których zawarto specyfikacje techniczne, warunki świadczenia usług serwisowych czy regulaminy wykonywania określonych prac. Zdarza się, że tak jak w przypadku dokumentacji technicznych nie są one pisane przez wykwalifikowane osoby. Nie wychodzą spod pióra rzetelnych prawników, ale osób tworzących umowy na podstawie dostępnych w internecie szablonów czy wcześniejszych tekstów dostępnych w danej firmie. Mogą być one efektem pośpiesznej pracy albo zostały utworzone przez osoby nie dbające w żaden sposób o szczegóły – przez co końcowy dokument jest niejasny i trudny w tłumaczeniu.
Są jednak pewne elementy dobrze napisanych umów, które pomagają zrozumieniu tekstu i przez to też w jego tłumaczeniu. Niektóre z poniższych dobrych praktyk są podobne do uwag wymienionych w tekście o problemach dokumentacji technicznych, jednakże mają one nieco inny wydźwięk w kontekście prawnym.
1. SPÓJNA TERMINOLOGIA
Tutaj sparafrazuję zdanie z wpisu o dokumentacji technicznej: spójna terminologia to klucz do sukcesu przejrzystej komunikacji prawnej. Nazwy stron umowy, prac, usług, obiektów, towarów, zdarzeń, dokumentów czy jakichkolwiek innych istotnych elementów będących przedmiotem umowy powinny być jasno zdefiniowane (o czym poniżej), a terminy odnoszące się do tych definicji powinny być konsekwentnie stosowane w całym dokumencie.
Niestety zdarza się, że autorzy dokumentu stosują terminy zamiennie. W definicjach widnieje „Nabywca”, później jednak pojawia się „Kupujący”, a jeszcze dalej „Zleceniodawca”. Jeśli umowa jest prosta, takie stosowanie synonimów stanowi tylko błąd stylistyczny, ale gdy relacje między podmiotami umowy są złożone, na przykład gdy nabywcą jest szereg spółek zależnych, odbiorca może zastanawiać się, o kogo dokładnie chodzi.
Jeśli chodzi o tłumaczenie, takie niekonsekwentne stosowanie terminów również utrudnia zrozumienie, o kim mowa w danej sytuacji, a także tłumaczenie w oprogramowaniu CAT i stosowanie w nim glosariuszy. Przykładowo: jeśli użyto różnych terminów w umowie, pamięć tłumaczeniowa ma gorsze dopasowanie rozmyte (fuzzy matches) czy nawet eliminuje to 100% powtórzenia:
Zamawiający zobowiązuje się do terminowego opłacania faktur wystawianych przez Dostawcę
Zlecający zobowiązuje się do terminowego opłacania faktur wystawianych przez Wykonawcę
Tutaj zwykła podmiana terminów sprawia, że te dwa zdania nie są 100% powtórzeniami, więc tłumacz wykonuje tutaj na swój sposób niepotrzebną pracę: sprawdza, czy dwa różne zdania gramatyczne na pewno zgadzają się treściowo. Gdy takich przypadków znajduje się w umowie więcej, wydłuża to czas pracy i negatywnie wpływa na wykorzystywanie narzędzi zapewniania jakości.
2. UNIKANIE NADMIARU TERMINOLOGII
Z powyższym punktem wiąże się inny problem, czyli stosowanie kilku terminów dla jednego przedmiotu. Czasem są one definiowane na wstępie, na przykład:
„Przedmiot Umowy”, „Zakład”, „Instalacja” to całkowita instalacja kotła parowego o specyfikacjach wymienionych poniżej
Innymi razy są one dorzucane w dalszych partiach tekstu, jak gdyby autorzy nagle się zreflektowali, że – zgodnie z tym, co było mówione na lekcjach języka polskiego w szkole – należy unikać powtórzeń. Tymczasem w przypadku umów im mniej złożona terminologia, tym lepiej dla odbiorcy i oczywiście dla tłumacza również. Stosowanie pojedynczego terminu dla jednego przedmiotu ułatwia zrozumienie i upewnia odbiorcę, że mamy do czynienia z jednym konkretnym obiektem, i nie trzeba się zastanawiać, czy jednak nie chodzi o coś innego. Ponadto niektóre terminy w języku polskim czy angielskim nie mają nawet wystarczająco dużo synonimów, przez co nie zawsze zabieg ten jest wykonalny.
Podobnie jak w przypadku braku spójnej terminologii jej nadmiar utrudnia pełne wykorzystanie możliwości CAT-a i zapewnienia jakości.
3. KONSEKWENTNE PISANIE TERMINÓW DUŻĄ LITERĄ
Powszechnie stosowanym w umowach zwyczajem jest pisanie zdefiniowanych terminów dużą literą, np. „Umowa”, „Zamawiający”, „Usługa”. Przeglądając wypowiedzi polskich tłumaczy na ten temat, nie udało mi się znaleźć jakiegoś jednego rozwiązania i wspólnego głosu co do tego, jakie przyjąć podejście, zwłaszcza w przypadku wyrażeń dwu- lub wieloczłonowych, na przykład czy pisać „Prace Konserwacyjne”, „Prace konserwacyjne”, czy „prace konserwacyjne”. Tutaj częstą praktyką wśród polskich umów jest pisanie pierwszego członu dużą literą, a drugiego małą.
Ogólnie rzecz biorąc, część tłumaczy podchodzi do całej tej kwestii zdroworozsądkowo lub na zasadzie, jak lepiej brzmi, np. zdefiniowana „usługa” będzie pisana dużą literą, ale zdefiniowany „dostęp” już nie, aby uniknąć zdań typu
W przypadku uzyskania Dostępu do Informacji Poufnych przez Osoby Nieupoważnione w ramach świadczenia Usług Wykonawca niezwłocznie poinformuje o tym fakcie Osobę Kontaktową wyznaczoną przez Zamawiającego
Moim zdaniem w przypadku tłumaczenia z angielskiego lepiej mimo wszystko trzymać się konwencji pisania terminów dużą literą. Ułatwia to zrozumienie tekstu, gdyż wiadomo wtedy, czy chodzi o tę konkretną „Usługę” czy jakąś inną usługę. Podobnie z wieloczłonowymi wyrażeniami: kilka razy miałem sytuację, gdy pisanie małą literą drugiego członu definiowanego mogłoby doprowadzić do nieścisłości. Wolę elastycznie stosować się do opinii poradni językowej PWN:
można w tym widzieć raczej specyficzną funkcję wielkiej litery – służy ujednoznacznienie [sic!] tekstu i wydobyciu pewnych treści
Temat ten można obszernie omawiać i analizować w ramach artykułów naukowych, tutaj jednak muszę go zarysować, aby przedstawić występujący w wielu umowach problem, jakim jest niekonsekwentne stosowanie tej konwencji.
Niestety mimo zastosowania definicji i konwencji terminologicznej obwieszczonej szumnymi słowami „wszelkie terminy pisane dużą literą zachowują znaczenie nadane im w poniższych definicjach” nagminnie zdarza się, że terminy te nie zawsze są tak pisane.
Ostatnio tłumaczyłem umowę, w której znajdowało się ponad 50 zdefiniowanych terminów, w tym taki jak „Pomiar”. Część z nich pojawiała się w ścisłym znaczeniu określonym w definicji a także w znaczeniu ogólnym – wtedy były pisane małą literą. Niestety autorzy umowy nie trzymali się tej konwencji i miejscami pisali „pomiar” małą literą, gdy ewidentnie z kontekstu wynikał „Pomiar” przez duże „P”. Dodatkowym utrudnieniem były zdania, gdzie nie było wiadomo, czy chodzi o konkretny, zdefiniowany wcześniej „Pomiar” czy jakiś inny „pomiar”. Ponieważ brak konsekwencji ograniczył moje zaufanie do intencji autorów, wiele miejsc wymagało konsultacji, zaznaczania, czy dogłębnej analizy.
Szczególnie trudne są sytuacje, gdy brak konsekwencji w pisowni dużą literą łączy się z nadmiarową terminologią. Gdy w umowie pojawiają się „Instalacje” i „instalacje”, „Zakłady” i „zakłady” i raz odnoszą się do „Przedmiotu Umowy” a raz do innych obiektów, bardzo łatwo o pomyłkę i ogólne zamieszanie, z którymi tłumacz musi sobie jakoś poradzić i dość często konsultować – o ile to w ogóle możliwe. Tłumacze są bardzo wrażliwi na mnogość znaczeń i różne rozumienia kontekstów, przez co odgadnięcie, co autorzy mieli na myśli, nie jest takie proste, jakby się to im mogło zdawać.
Wszystkie te problemy związane z brakiem konsekwencji niepotrzebne wydłużają czas pracy, utrudniają pracę z CAT-em i również mogą negatywnie odbić się na jakości przetłumaczonego tekstu.
4. STOSOWANIE LIST
Choć struktura umów kojarzy się z przejrzystością i porządkiem ze względu na podział na rozdziały, artykuły, klauzule, paragrafy, punkty czy podpunkty, czasami autorzy umów zapominają, że można używać wypunktowania czy dalszych list.
Często napotykam „zdania”, które potrafią liczyć nawet i ponad tysiąc znaków (czyli ponad połowę strony rozliczeniowej!) tylko dlatego, że autorzy wrzucili bardzo dużo przykładów danej sytuacji. Najczęściej dotyczy to konkretnych rodzajów siły wyższej, zdarzeń objętych ubezpieczeniem, czy zakresu prac. Tego typu zdania trudno się czyta odbiorcy, a w przypadku tłumaczenia wymagają szczególnej uwagi, aby nie pominąć żadnego przypadku.
O wiele czytelniejsze oraz łatwiejsze w odbiorze i przez to też w tłumaczeniu byłyby w takich przypadkach wypunktowane listy. Zwłaszcza gdy pracujemy w oprogramowaniu CAT, część z wymienionych sytuacji może się znajdować w pamięci tłumaczeniowej i podstawić się automatycznie. Stąd też stosowanie list oszczędza czas pracy i zwiększa jakość tłumaczenia.
5. ZGODNOŚĆ JĘZYKOWA
Problemy związane ze zgodnością językową na szczęście się rzadko pojawiają, ale warto o nich wspomnieć. Błędy językowe takie jak niezgodność liczby rzeczownika z czasownikiem, rodzaju, przypadku na ogół nie występują często i rzadko przysparzają problemów interpretacyjnych, ale zdarzają się. Podejrzewam, że błędy takie wynikają przede wszystkim ze scalania różnych szablonów, wielokrotnej redakcji, usuwania czy dodawania zapisów umowy. Niestety widać też, że końcowa wersja nie jest potem sprawdzana w myśl „ktoś to już lata temu napisał i sprawdzał, więc jak złączymy kilka różnych dokumentów, to przecież nic złego się nie stanie”.
Niestety taka niedbałość może tworzyć niejasności w tekście, zwłaszcza gdy łączą się one z powyższymi problemami lub dotyczą one zapisów liczb. Bardzo często wszelkie kwoty są zapisywane w postaci cyfrowej (10 000) i słownej (dziesięć tysięcy), jednakże zdarza się i tak, że wartości te wskazują na inne liczby, np. „5 000 (słownie: piętnaście tysięcy)”. Tutaj ponownie niedociągnięcia autorów dokładają niepotrzebnej pracy w postaci konsultacji.
6. OGÓLNA SPÓJNOŚĆ
Studiując językoznawstwo po angielsku, spotkałem się z parą pojęć cohesion i coherence. Oba można przetłumaczyć jako „spójność”, ale różnią się one w szczegółach. Cohesion dotyczy spójności na poziomie zdań i głównie dotyczy kwestii gramatycznych. Coherence to z kolei spójność na poziomie całego tekstu i dotyczy ona ogólnej idei, znaczenia tekstu.
W przypadku umów, które są wynikiem właśnie nieumiejętnego korzystania z szablonów, niedbałej redakcji, czy rozległej edycji, bardzo łatwo o brak spójności zarówno na poziomie cohesion, jak i coherence. Skutkuje to potem szeregiem problemów, z których część wymieniłem powyżej: niespójną terminologią, jej nadmiarem, niekonsekwentnym zapisem, powtarzającymi się postanowieniami, brakiem ustępów, o których mowa w innych partiach tekstu, problemami gramatycznymi… im dłuższy dokument, tym więcej takich problemów może się pojawić.
Tutaj także wynika to na ogół z całościowej redakcji tekstu i jego końcowego przeczytania. Tak jak wcześniej, dokłada to niepotrzebnej pracy i tłumaczowi, i klientowi, gdyż problemy te wymagają konsultacji, omówienia i sprawdzania.
CO ROBIĘ JA JAKO TŁUMACZ?
W przypadku problemów znajdujących się w umowach czy regulaminach przyjmuję kilka strategii. Wiele błędów wynikających z niekonsekwencji poprawiam w tłumaczeniu. Używam jednolitej terminologii, gdy z kontekstu jasno wynika, jaki termin powinien był się tam znaleźć. W przypadku nadmiarowej terminologii staram się ją ujednolicić, choć tutaj czasem przychodzi z pomocą język docelowy, gdy nie jest on bogaty w konkretne odpowiedniki i nie da się stosować dodatkowych terminów. Również ujednolicam pisownie dużą literą, gdy kontekst jest jednoznaczny. Z oczywistych względów również dbam o zgodność językową – niedociągnięcia gramatyczne są niedopuszczalne w tłumaczeniu. Tak samo dbam o spójność na poziomie językowym i całego tekstu.
Jednakże w przypadku jakichkolwiek niejasności, wynikających z gramatyki czy ogólnej spójności całego tekstu, staram się albo je wyjaśnić z klientem na bieżąco, albo zaznaczam w tekście i zwracam na nie uwagę. Takie fragmenty tłumaczę wedle mojej najlepszej wiedzy i przypuszczenia intencji autorów (znajomość podobnych umów jest tutaj niezwykle przydatna), a następnie zaznaczam i opisuję, w czym tkwi problem. Podaję, jak można dany fragment inaczej zrozumieć i przez to przetłumaczyć.
Nie ingeruję natomiast w strukturę punktów. Choć uważam, że niektóre zapisy lepiej rozbić na mniejsze lub na punkty, to nie mogę tego zrobić, gdyż bardzo często w dokumencie istnieją wyraźne odniesienia między poszczególnymi artykułami, paragrafami, punktami i podpunktami. Takie zmiany mogłyby zaburzyć rozumienie tekstu, dlatego tłumaczę tego typu zdania dokładnie za oryginałem.
TŁUMACZENIE UMÓW: PODSUMOWANIE PROBLEMÓW
Jak widać, temat dobrych cech umów ma wiele punktów zbieżnych z dobrymi cechami dokumentacji technicznych, jednakże przejawiają się one trochę inaczej. W przypadku gdy występują problemy z nimi, ich rozwiązania mogą być jednak różne. Wynika to przede wszystkim ze specyficznej natury umów, które wymagają innej strategii tłumaczenia. Stąd też w tym wypadku lepiej opierać się na konsultowaniu i zaznaczaniu problematycznych fragmentów.
Oczywiście tutaj też należy pamiętać, że nie wszystkie umowy są naszpikowane błędami. Wiele z nich jest napisanych klarownie i spójnie, przez co tłumaczenie nie sprawia większych problemów, a co za tym idzie, są one wysokiej jakości.
Tradycyjnie już napiszę, że jeśli macie jakieś uwagi czy komentarze albo potrzebujecie redakcji językowej lub tłumaczenia umowy, regulaminu lub podobnego tekstu prawnego, zostawcie komentarz lub napiszcie do nas pod adres: pawel@translatorion.com
Paweł