W poprzednim tekście opisywałam moje wrażenie ze studiów podyplomowych na kierunku edytorstwo – redakcja tekstu. Pisałam o tym, czego nauczyłam się na tych studiach, a w jakich obszarach muszę jeszcze uzupełnić swoją wiedzę. Inspiracją do dzisiejszego wpisu również były moje studia, ale trochę bardziej z przymrużeniem oka.
Nie wiem, czy też tak macie, ale odkąd pamiętam, czyli od czasów szkolnych, zapisywałam w zeszycie złote myśli moich nauczycieli, a potem wykładowców. Czasem były to absurdy mogące śmiało konkurować z podobnymi wytworami autorstwa uczniów i studentów, a czasem naprawdę celne i wartościowe spostrzeżenia.
Nie byłabym więc sobą, gdybym tego samego nie zrobiła na moich kolejnych studiach. Gdy tylko z ust wykładowców padało coś godnego utrwalenia, a niekoniecznie związanego bezpośrednio z tematem zajęć, notowałam to sobie na marginesie. Powstała mi z tego całkiem ciekawa lista porad dla początkujących redaktorów, korektorów i projektantów, którą niniejszym Wam prezentuję, wraz z moimi interpretacjami.
„Warto robić porządne rzeczy” i „Bycie fachowcem w każdej epoce popłaca”
To zdania, z którymi absolutnie się zgadzam, choć mam smutne wrażenie, że rzeczywistość nie zawsze wynagradza tych, którzy robią porządne rzeczy i są fachowcami w swojej dziedzinie. Dużo wokół nas bylejakości i robienia wszystkiego na odwal się. Ale odłóżmy na bok te pesymistyczne konstatacje – fachowość i profesjonalizm są dla mnie wartością same w sobie i zawsze staram się wykonywać swoją pracę najlepiej, jak potrafię. Z jednej strony chcę, by odbiorca zlecenia był zadowolony, a z drugiej po prostu odczuwam satysfakcję, gdy widzę pozytywne efekty tego, czym się zajmuję. Czy to tłumaczenie, czy to redakcja, czy korekta, czy pisanie – u nas musi być porządnie. Tego też sami szukamy wśród innych osób czy firm oferujących specjalistyczne usługi. I wiemy, że dobrą pracę należy cenić.
„Nie ma zasad, są zalecenia” i „Wszystko jest tylko pozornie swobodne”
Można pomyśleć, że te dwa zdania się wzajemnie wykluczają, ale gdy się nad tym głębiej zastanowić, wcale tak nie jest. Stwierdzenia te całkiem dobrze oddają to, czym jest język i jak się go używa. Bo z jednej strony faktycznie można powiedzieć, że nie ma zasad – to nie jest tak, że mówiąc czy pisząc „niepoprawnie”, łamiesz prawo i zostaniesz za to ukarany (chyba że na kartkówce). Nie ma też jednej najwyższej instancji, która ustala, co wolno, a czego nie wolno – przynajmniej w Polsce. Oczywiście mamy Radę Języka Polskiego i jej rozporządzenia oraz Słowniki PWN, które traktujemy jako punkty odniesienia, ale to wciąż są bardziej zalecenia i normy niż faktyczne „przepisy”. Język tworzą przede wszystkim użytkownicy.
Z drugiej strony wolność ta jest pozornie swobodna. Zalecenia nie istnieją po to, by poustawiać użytkowników języka w szeregu i uprzykrzyć im życie. Ich zadaniem jest tak naprawdę ułatwienie komunikacji i uniknięcie całkowitego chaosu. Jeśli stosujemy się do pewnych ustaleń, mamy pewność (a przynajmniej wiarę), że jesteśmy w stanie się porozumieć, bo używamy do tego tych samych lub podobnych narzędzi. Nazwałabym te zalecenia „dobrymi praktykami” – bo w głównej mierze wynikają jednak z praktyki i do praktyki się odnoszą, a ich celem jest to, byśmy się dobrze i owocnie komunikowali.
„Róbcie tak, żeby było dobrze” i „Po pierwsze nie szkodzić”
To wskazania uniwersalne, które można odnieść do wielu innych branż i dziedzin życia. Są to jednocześnie porady, które młodych adeptów jakiejkolwiek sztuki i rzemiosła doprowadzają do frustracji, bo nie mówią niczego konkretnego. No ale cóż zrobić, kiedy są prawdziwe. W przypadków studiów edytorskich odnosiły się konkretnie do składu tekstu i w pewien sposób łączą się z poprzednimi punktami. Poruszamy się w obrębie mniej lub bardziej swobodnych zaleceń, ale przede wszystkim mamy robić tak, by było dobrze, a nie źle; fachowo, a nie niedbale. W tym konkretnym przykładzie tworzymy coś, co trafi do czytelnika: książkę, katalog, czasopismo, artykuł, tekst. Zależy nam, by efekt był czytelny, zrozumiały, estetyczny, przyjazny w użyciu. A drogi do tego celu mogą być różne.
„Myślenie niewiele daje przy projektowaniu” i „Najpierw myślimy, potem robimy”
Jak można się domyślić, zdań tych nie wypowiedziała jedna osoba. Są to dwie zupełne skrajne perspektywy na to samo zagadnienie. Mnie zdecydowanie bliżej jest do tej drugiej i wydaje mi się, że byłoby fajnie, gdyby ludzi częściej myśleli, zanim coś zrobią – zarówno w projektowaniu, jak i w tłumaczeniu, pisaniu czy redagowaniu tekstu. Oczywiście nie chodzi mi o ten rodzaj myślenia, który blokuje wszelkie działanie i zabija kreatywność, wręcz przeciwnie. Wiadomo, że mózg potrafi płatać nam figle, ale generalnie został nam dany nie bez przyczyny i warto z niego korzystać. Wena i twórczy szał to fajne zjawiska, ale też dość nieobliczalne, więc dobrze też czasem coś świadomie przemyśleć, zanim przystąpimy do działania.
„Intuicja to krótka pamięć”
To zdanie szczególnie mi się spodobało dzięki swojej zwięzłości i błyskotliwości, choć wciąż nie jestem do końca pewna, czy się z nim zgadzam. Rozumiem to tak: intuicja to opieranie się na tym, co już wiemy, czego kiedyś się nauczyliśmy, co widzieliśmy i może nawet bezwiednie przyswoiliśmy, co znalazło się w naszym umyśle, ale do czego nie mamy czynnego, świadomego dostępu. Nie jest czymś magicznym i pozacielesnym. A może właśnie jest? Pozostawiam to Waszym rozmyślaniom. Mnie intuicja na pewno bardzo pomaga w pracy z tekstem i językiem. Nie znam jednak odpowiedzi na pytanie, skąd się bierze.
„Oszustwa optyczne są podstawą tej branży”
To był szok! Nie znam się niestety na optyce, ale temat tego, jak nasze oczy i mózgi postrzegają rzeczywistość, zawsze mnie fascynował. Na edytorstwie dowiedziałam się, co można zrobić z tekstem – z literami, odstępami między nimi oraz między wyrazami, poszczególnymi wierszami, stylem akapitów, układem strony – by czytelnikowi żyło się lepiej, jaśniej i wygodniej. To niesamowite, jaki wpływ na odbiór tekstu mają nawet najdrobniejsze zmiany. Poznałam pojęcie złotej proporcji oraz dowiedziałam się, że na każdej stronie najważniejsza jest biel. Można powiedzieć, że łamanie tekstu to takie białe kłamstwo. ?
„Język nie lubi nadmiaru”
To zdanie sama powtarzam już od dawna i najchętniej wywiesiłabym je jako motto w każdym miejscu, gdzie ludzie pracują z językiem i tekstem. Mam wrażenie, że szczególnie użytkownicy języka polskiego lubują się w długich, zawiłych, złożonych zdaniach, pełnych przymiotników, przysłówków i bardzo opisowych określeń prostych zjawisk. Ba, sama czasem wpadam w tę pułapkę! A pięknem języka jest to, że choć tak bogaty, jest jednocześnie bardzo prosty. By się skutecznie porozumieć, nie trzeba wielu słów – trzeba słów trafnych. Nie nadużywajmy więc sformułowań takich jak „dzień dzisiejszy”, „w miesiącu marcu”, „wygodny i komfortowy”, „twórczy i kreatywny”. Unikajmy niepotrzebnie rozwlekłych treści rodem z urzędu. Same urzędy też powinny ich unikać, ale to temat na osobny wpis.
„Nie trzeba wiedzieć – trzeba wiedzieć, gdzie szukać”
To też dewiza, której od dawna trzymam się przy tłumaczeniu i która całkiem dobrze oddaje charakter pracy tłumacza, redaktora, korektora, weryfikatora. Szeroki zakres wiedzy to ważna rzecz, ponieważ im więcej wiemy, tym szybciej i łatwiej się nam pracuje, ale nie jesteśmy w stanie wiedzieć i pamiętać wszystkiego. Tłumacz nie jest żywym słownikiem języka obcego; redaktor nie jest żywym słownikiem poprawnej polszczyzny; korektorzy i weryfikatorzy nie są żywymi słownikami ortograficznymi i interpunkcyjnymi.
Natomiast najistotniejsza jest właśnie umiejętność wyszukiwania informacji. Trzeba umieć zadawać właściwe pytania – a także wpisywać w wyszukiwarkę właściwe zapytania – oraz znać odpowiednie źródła (w tym także słowniki), z których warto korzystać. Trzeba umieć szukać – najpierw po to, by w tekście zidentyfikować fragmenty, które wymagają sprawdzenia, a następnie po to, by skutecznie rozwiać wątpliwości i znaleźć najlepsze rozwiązanie. Praca z tekstem jest więc dobra dla czujnych szperaczy z detektywistycznym zacięciem.
„Gdybyśmy żyli w idealnym świecie…”
Zdania zaczynające się od tych słów padały chyba na każdych zajęciach, wypowiedział je niemal każdy prowadzący. Gdybyśmy żyli w idealnym świecie, książki we wszystkich wydawnictwach przechodziłyby gruntowną redakcję i co najmniej podwójną korektę. Gdybyśmy żyli w idealnym świecie, korektorzy, redaktorzy i DTP-owcy dostawaliby godziwe wynagrodzenie. Gdybyśmy żyli w idealnym świecie, książki wydawane byłyby starannie, porządnie i pięknie. Gdybyśmy żyli w idealnym świecie, tłumacz miałby na uważne przetłumaczenie książki tyle czasu, ile potrzebuje, a nie tyle, ile wymusza marketingowy pośpiech. I tak dalej. Nie żyjemy w idealnym świecie; mam jednak nadzieję, że jak najwięcej z tych wyobrażeń spełni się kiedyś w naszej nieidealnej rzeczywistości.
Tego wszystkiego dowiedziałam się właśnie na studiach z edytorstwa i redakcji tekstu
Wyszedł mi z tego zestawienia niezły edytorski manifest! Jeśli macie swoje przemyślenia na tematy podobne do tych powyżej, bardzo chętnie poznam Wasz punkt widzenia.
Martyna
PS: A jeśli chcecie bliżej poznać tajniki pracy różnych osób pracujących przy powstawaniu książek, gorąco polecam Wam cykl wywiadów „Projekt Książka” w magazynie „Dwutygodnik”: