Życie tłumacza

TRANSLATORION MA 5. URODZINY!

Zdjęcia poniżej dzieli pięć lat – oba zostały zrobione w połowie listopada.

Para tłumaczy ubrana w kurtki z kapturem na tle starej kamienicy.Para tłumaczy ubrana w ciepłe jesienne ubrania stoi na tle maszyny górniczej

Jak myślicie – co wydarzyło się 5 lat temu?

5 lat temu powstał Translatorion.

Trudno tak naprawdę określić jednoznaczną datę. Znamy się lat 12. Pierwsze płatne, choć jeszcze bardzo nieregularne zlecenia zaczęliśmy realizować tuż po studiach. Ale przyjęliśmy, że 14 listopada 2016 r. to dzień, w którym urodził się Translatorion, bo to wtedy właśnie zarejestrowaliśmy działalność gospodarczą i wymyśliliśmy naszą markę (choć wówczas raczej jeszcze nie przyszło nam jeszcze do głowy nazywać się marką ?).

Te 5 lat minęło bardzo szybko, a jednocześnie wydaje się bardzo długim okresem. W międzyczasie zdążyliśmy wziąć ślub (tak, firma powstała wcześniej ?), adoptować trzeciego kota, przejść setki kilometrów po górach i nie tylko, no i przetrwać koronę.

W tym czasie przetłumaczyliśmy w sumie ok. 12 000 stron.

Po 5 latach współpracujemy stale z korporacjami, start-upami, firmami technologicznymi, studiami graficznymi, uczelniami, instytucjami kultury, festiwalami, organizacjami pozarządowymi, agencjami tłumaczeń i klientami indywidualnymi.

Tłumaczymy, redagujemy teksty i robimy ich korekty, weryfikujemy tłumaczenia, doradzamy językowo.

Nie jest łatwo. Prowadzenie małej firmy w Polsce to nieustanny tor przeszkód, a od przyszłego roku ma być jeszcze trudniej. Czasami mamy ochotę rzucić to wszystko i zająć się czymś, co może sprawi nam mniejszą radość, ale będzie też mniej problematyczne i skomplikowane. Ale potem przypominamy sobie, że dzięki temu, co robimy, możemy żyć po swojemu, w miejscu, które kochamy.

I idziemy dalej.

Opowiemy Wam dziś o 5 rzeczach, których nauczyliśmy się w ciągu tych 5 lat.

  1. Połączenie specjalizacji i otwarcia na nowe rzeczy

Środowisko tłumaczy i tłumaczek zwykle zgodnie twierdzi, że najlepsze, co można w tym zawodzie zrobić, to się wyspecjalizować. Na swoim przykładzie możemy to potwierdzić, ale i dostrzegamy drugą stronę medalu. Na pewno ważne jest to, że w ciągu tych 5 lat udało nam się odkryć i sprecyzować, co tak naprawdę chcemy robić i – to jeszcze ważniejsze – czego robić nie chcemy. W ten sposób Paweł stopniowo wyspecjalizował się w tłumaczeniach technicznych – nie spodziewał się, że stanie się ekspertem w tematyce kotłów przemysłowych, rurociągów i nanomateriałów. Martyna z kolei poszła w kierunku kultury, sztuki i projektowania. Dzięki świadomości tego, w czym czujemy się pewnie i swobodnie, wiemy, w jaką stronę możemy się naturalnie rozwijać i jakie tematy pogłębiać. Wiemy też, jakie tematy pozostawić innym specjalistom. A teraz druga strona medalu – w naszej pracy lubimy różnorodność i odkrywanie nowych dziedzin wiedzy, dlatego nie zamykamy się całkowicie w naszych specjalizacjach tematycznych. Dotyczy to też rodzaju usług, które wykonujemy – najważniejsze są tłumaczenia pisemne, a zaraz po nich korekty i weryfikacje tekstów. Ale poza tym chętnie zajmujemy się też innymi działaniami językowymi – Paweł wykonuje post-edycje tekstów tłumaczonych maszynowo, a Martyna sporadycznie tłumaczy ustnie i uczy.

  1. Prowadzenie działalności gospodarczej

Założenie działalności gospodarczej jest tak naprawdę zaskakująco proste i nie wymaga wielu procedur. My zrobiliśmy to przez internet. Bez żadnych ceremonii. Jazda bez trzymanki zaczyna się później. Ogarnianie wszystkich dokumentów, nadążanie za nieustannie zmieniającymi się przepisami dla przedsiębiorców, skazane na porażkę próby zrozumienia, jak działa system podatkowy w Polsce i dlaczego tak, obliczanie, po ilu dniach pracy zarobimy wreszcie na ZUS, zastanawianie się, czy na pewno wszystko robimy dobrze i poprawnie. Bycie jednocześnie prawnikami, księgowymi, pracownikami administracyjnymi, kierownikami projektów i marketingowcami. To nie jest tak, że się tego nie spodziewaliśmy, ale bywa to przytłaczające. Można w tym wszystkim zapomnieć, że przede wszystkim jesteśmy filologami, językoznawcami, tłumaczami. Na koniec tego punktu ciekawostka: przed założeniem działalności poszliśmy na konsultacji do prawnika, który doradził nam, że najlepiej byłoby, gdybyśmy nie brali ślubu, żeby ten biznes nam się w ogóle opłacił. Ot, takie urocze niuanse polskiego prawa.

  1. Nie jesteśmy sami

Ten punkt łączy się ściśle z poprzednim. Wraz z biegiem czasu i coraz większym zrozumieniem tego, jak działa ta cała firmowa maszyneria, pojęliśmy także, że nie musimy robić wszystkiego sami. Już na samym początku oddaliśmy księgowość w dobre ręce – pozdrawiamy ciepło biuro Megs z Cieszyna, bez którego chyba byśmy się po prostu popłakali (i nieustannie składali czynne żale). Potem zaczęliśmy podzlecać inne działania firmowe, by móc skupić się na tym, na czym znamy się najlepiej, czyli na tłumaczeniu. W końcu po to całe to przedsięwzięcie, by móc tłumaczeniem zarabiać na życie. Korzystamy więc z płatnej pomocy przy technicznych i konceptualnych aspektach prowadzenia mediów społecznościowych, tworzeniu grafik, ogarnianiu strony internetowej – i myślimy o tym, co jeszcze moglibyśmy podzlecić! W ten sposób nie musimy się męczyć nad czymś, na czym się nie znamy – wolimy ten czas spędzić przy pracy z tekstami. Życie w Cieszynie na pewno ułatwiło nam takie podejście, bo jest w tym mieście niesamowita synergia, która sprawia, że do wszystkich zadań znajdujemy świetne, polecane i rozumiejące nas osoby. A przede wszystkim – nie jesteśmy sami, bo jesteśmy we dwoje, a to jest bezcenne. Pomagamy sobie, uzupełniamy się i dźwigamy razem te trudniejsze dni.

  1. Weekendy są święte

Tak, weekendy są święte, bezapelacyjnie, i należy je święcić. Co to dla nas oznacza? W weekendy po prostu nie pracujemy. Nie myślimy o pracy. Przeważnie staramy się nie wchodzić nawet na nasze firmowe kanały internetowe (dlatego choćby ten post publikujemy dzień po właściwej rocznicy). Jesteśmy wtedy tylko Martyną i Pawłem, a Translatorion sobie śpi. Nie zawsze tak było – czasem zapętlaliśmy się w pracy tak, że trwała cały tydzień. Nauczyliśmy się jednak w końcu stawiać granice – samym sobie. Przy czym elastyczność też jest dla nas ważna – chodzi o to, by minimum dwa dni w tygodniu były wolne, nie musi być to sobota i niedziela, choć tak jest najwygodniej, by zachować płynność współpracy z klientami. Często robimy sobie wolne też w dni ustawowo wolne od pracy, choć teoretycznie nie musimy, bo nikt nam nie udziela urlopu, to tylko nasza decyzja. Bywa, że takie podejście obraca się przeciwko nam i musimy podkręcić tempo w ciągu tygodnia, by potem móc sobie całkowicie odpuścić. Ale generalnie chodzi o to, by móc mieć dla siebie czas całkowicie wolny i powolny, czas na inne zainteresowania, czas na wędrowanie i czas na leżakowanie.

  1. Trzeba się cenić

Zaczynaliśmy jak pewnie większość młodych/początkujących tłumaczy i tłumaczek – z przekonaniem, że jeśli ktoś w ogóle zapłaci nam za naszą pracę, to będzie święto. Że jeśli będziemy oczekiwać zbyt wiele, to nie dostaniemy nic. Teraz patrzymy na to inaczej – jesteśmy bardziej doświadczeni; wiemy, że wykonujemy świetną robotę; mamy sporą wiedzą w naszej dziedzinie i mnóstwo tekstów za nami; znamy koszty prowadzenia działalności i życia po prostu. Doceniamy siebie – dlatego cenimy naszą pracę i odpowiednio ją wyceniamy. Jesteśmy też przekonani, że przecież nawet nowicjusze nie powinni pracować za darmo, że każda praca jest wartościowa, a dobre wynagrodzenie motywuje, by bardziej się starać. Nieustannie towarzyszy nam syndrom oszusta, który na pewno jest podsycany przez wyidealizowany świat mediów społecznościowych, ale z drugiej strony często widzimy na własne oczy wyraźne dowody, że naprawdę jesteśmy dobrzy w tym, co robimy, oraz że niestety dookoła wciąż spotkać można wiele zwyczajnie spartaczonych tłumaczeń, zwłaszcza tekstów użytkowych. Czasem wręcz nie mieści nam się takie partactwo w głowach, ale zarazem pokazuje nam, że oferujemy coś, co broni się samo. Oczywiście – samo nauczenie się mówienia o sobie dobrze też wymagało tych 5 lat praktyki.

To rzecz jasna nie wszystko, ale najważniejszy wniosek jest taki, że fajnie być tłumaczem i tłumaczką! Cieszymy się, że możemy żyć z tego, co lubimy, rozwijać naszą fascynację językami, poznawać tłumaczeniową społeczność, mieszkać na peryferiach i pracować z kotami na kolanach. Życzcie nam kolejnych 5 rozwijających i tłustych lat!

Martyna & Paweł – Translatorion

Udostępnij