Kiedy zastanawialiśmy się nad konkretnymi tematami, które możemy poruszyć na naszym blogu, nasza znajoma powiedziała, że chętnie przeczytałaby o tym, co tłumaczy wkurza, czego nienawidzą, co jest ich zmorą. Zaczynamy jednak od pozytywnego akcentu – dlatego dziś post o tym, co tłumacze lubią i co ich cieszy, przede wszystkim właśnie w kontekście tłumaczenia.
A post o tym, czego nie lubią tłumacze, też jest już na naszym blogu. ↘
Na początek mały disclaimer. Kiedy piszemy„tłumacze”, mamy na myśli oczywiście siebie, choć możemy nasze teorie przenieść też na kilku innych znanych nam/znajomych tłumaczy. Nie wypowiadamy się w imieniu całego środowiska, bo to trochę tak, jakby powiedzieć „wszyscy pisarze zarywają nocki” albo „wszyscy nauczyciele piją fusiastą kawę”. No nie. Nie chcemy wzmacniać stereotypów, tylko je rozbrajać. A z drugiej strony pewne cechy, które sprawiają, że tłumacze wykonują dobrą robotę, są wspólne i przekładają się na ich sympatie i upodobania lub nawet wynikają z ich cech charakteru.
A zatem do sedna! Co lubi tłumacz w swojej pracy i w życiu ogólnie? Czy jest to pisanie gęsim piórem po starych pergaminach oraz wytykanie literówek innym tłumaczom i nie tłumaczom? Przekonajcie się sami.
1. Lubimy czytać
To nie tylko nazwa portalu dla zagorzałych moli książkowych, ale jedno z najprawdziwszych, najpewniejszych i najbardziej adekwatnych zdań, jakie można o nas powiedzieć. Lubimy czytać. Uwielbiamy! Kochamy! Książki odgrywają ważną rolę w naszym życiu i choć nie lubię popadać w patos, teraz muszę sobie na to pozwolić. Literatura mocno ukształtowała to, kim jesteśmy i jacy jesteśmy, a w zasadzie wciąż kształtuje (i tu przydałby się w języku polskim czas Present Perfect). Ale nie mam na myśli tylko literatury pięknej – czytamy też uważnie komiksy, artykuły w internecie, napisy na koszulkach przechodniów i składy kosmetyków oraz jogurtów, a nawet instrukcje obsługi żarówek. Być może zakrawa to o manię, ale nie utrudnia nam życia codziennego, a wręcz je upiększa. Nie potrafimy przejść obojętnie obok słowa pisanego.
Jak to się ma do bycia tłumaczem? Ano tak, że przeczytawszy już w życiu tyle zdań, potrafimy je z łatwością, naturalnością i pewnością sklecać w językach, na które tłumaczymy. Między czytaniem, pisaniem i tłumaczeniem istnieje ścisła relacja: żeby sensownie składać ze sobą słowa, trzeba nieustannie wśród nich przebywać i z nimi obcować. Żeby wiedzieć, gdzie postawić przecinek i kreskę nad „o”, trzeba się sporo na te kreski i przecinki napatrzeć.
2. Lubimy języki
Hello, Captain Obvious! Tak, byłoby to przykre, gdybyśmy ich nie lubili. Tak, głupio mi, że znowu się powtarzam. Ale nasze zamiłowanie do języków nie polega tylko na uczeniu się ich i używaniu ich. Znowu mamy do czynienia z lekką manią. W rozmowach ze sobą uwielbiamy tworzyć różnorodne gry słów i hermetyczne żarty językowe, oczywiście mieszając w tym wszystkie języki, które znamy lub znamy choć minimalnie; lubimy odkrywać pochodzenie słów i nieoczekiwane znaczeniowe, kognitywne połączenia między nimi. Zachwycamy się mnogością akcentów i dialektów oraz tym, jak różnorodny może być jeden język, i tym, jak uniwersalny jest język jako środek komunikacji. Tłumaczenie pozwala nam być z językiem maksymalnie blisko. Żeby dobrze przetłumaczyć tekst, nawet jeśli jest to na przykład tekst techniczny, musimy go absolutnie i dogłębnie zrozumieć, a potem jeszcze znaleźć środki w języku docelowym, by właściwie i adekwatnie oddać znaczenie tekstu źródłowego.
3. Lubimy wiedzieć
Tak po prostu. Moglibyśmy też pracować w wywiadzie śledczym. W zawodzie tłumacza nie ma czegoś takiego jak „wiedza bezużyteczna”. Gdy tłumacz poznaje nowe słowo, nie zastanawia się, czy kiedykolwiek mu się przyda. To my byliśmy tymi dziwnymi dziećmi, które na lekcjach nie zadawały pytania „A po co mi to?”. Czerpiemy korzyści z tego, że ludzki umysł ma tendencję do zapamiętywania (pozornie!) niepotrzebnych informacji. A potem nagle okazuje się, że w tłumaczeniu przydaje się słowo przeczytane w niezbyt ciekawej powieści na studiach albo ciekawostka poznana w czasie niekontrolowanych podróży po Wikipedii. Istnieje w języku polskim takie ładne sformułowanie: „ciekawość świata”. Znowu nie chciałabym uogólniać, ale nie wyobrażam sobie tłumacza, który tego w sobie nie ma. Musiałby być bardzo sfrustrowany w tym zawodzie!
W naszej pracy nieustannie dowiadujemy się czegoś nowego, z różnych dziedzin. Bardzo różnych, często zaskakujących. Czasem obawiamy się, że do naszego biura wkroczy internetowa policja, gdy jednego dnia wyszukujemy w Google’u informacje na temat budowy czołgu, wybuchowych substancji chemicznych, przepisów kodeksu karnego oraz antydepresantów (wszystkie przykłady z życia wzięte). I szalenie nas to kręci! Czujemy szczególnie mocno, że lubimy naszą pracę, gdy tłumacząc dany tekst, nie tylko zastanawiamy się, jak coś sformułować, ale co jakiś czas wykrzykujemy „Ojej, ale to ciekawe! A wiedziałeś, że…?”.
4. Lubimy podróżować
No tak, nie jest to zbyt oryginalne stwierdzenie i pewnie co druga osoba wpisuje je w swoim CV. Ale naprawdę to lubimy, a jeszcze bardziej lubimy, gdy znajomość języka kraju, który odwiedzamy, pomaga nam się dogadać lub pozwala pomóc komuś, kto go nie zna – czyli być tłumaczem po godzinach! Z podróżowaniem łączy się wszystko wcześniej wymienione – zachwycanie się tym, że napisy na sklepach są w innym języku, oraz zainteresowanie tym, jak inni ludzie mówią, myślą i postrzegają świat. Do tego charakter naszej pracy pozwala nam na dużą swobodę w planowaniu podróży, co znaczy, że przy odpowiedniej organizacji możemy wyjechać, kiedy tylko chcemy i na jak długo chcemy. A to prowadzi nas do kolejnego punktu.
5. Lubimy niezależność
To z kolei stwierdzenie dość kontrowersyjne, wszak każdy w świecie jest zależny od kogoś, ale chcemy tu nawiązać do faktu, że większość tłumaczy pracuje na własną rękę: jako wolni strzelcy, jako jednoosobowe działalności gospodarcze, jako stery, żeglarze i okręty. Nie znaczy to oczywiście, że tłumacze nigdy nie pracują na etacie, ale realia, przynajmniej te polskie, rzadko stwarzają taką okazję.
O zaletach (a także licznych wadach) pracy na własny rachunek napiszemy kiedyś więcej, ale tym, co chciałabym podkreślić teraz, jest elastyczność czasu pracy oraz duży poziom samodzielności, wolności działania i decydowania: o sobie, swoim trybie pracy i rodzaju wykonywanych zadań, harmonogramie dnia. O zwyczajnej możliwości robienia tego, co się lubi. A także bycie partnerem dla zleceniodawców i kontrahentów, a nie hierarchicznym podwładnym.
6. Lubimy pracę z domu
Okej, nie jest tak, że lubimy ją bezgranicznie i bezkrytycznie, ale wybór takiej formy pracy wymaga akceptacji jej plusów i minusów oraz czasem bezlitośnie motywuje do samodyscypliny i dobrej organizacji czasu. Praca z domu łączy się rzecz jasna z punktem piątym oraz bezpośrednio z niego wynika. Przekłada się także na możliwość pracy w dowolnym miejscu o dowolnej porze. Zostając jednak w domu – home office to rozwiązanie dla osób ceniących sobie swój domowy spokój, nie do końca przekonanych do sztywnego dress code’u, pracujących wydajniej w niestandardowych godzinach, przejawiających znamiona introwertyzmu oraz chcących przebywać więcej ze swoimi zwierzętami domowymi. Ile z tych cech ma Translatorion? To zostawiamy Waszej ocenie.
Jak pewnie już się domyśliliście, to nie koniec. Lubimy koty. Lubimy herbatę. Lubimy (pop)kulturę. Lubimy chodzić. Lubimy Wyspy Brytyjskie, Półwysep Iberyjski, Skandynawię i Śląsk Cieszyński. Lubimy dostrzegać szczegóły. Lubimy pisać. I mamy nadzieję, że Wy polubicie nas!
Martyna