W naszym poprzednim tekście Paweł odpowiadał na nieoczywiste pytanie – dlaczego lubimy weryfikację? Dzisiaj poznacie odpowiedź Martyny i jej przemyślenia o weryfikacji tekstów z nieco innego punktu widzenia.
Za co lubię pracę z tekstem?
Zacznę od małego usprawiedliwienia. Chociaż w jednym z naszych wcześniejszych artykułów wyjaśnialiśmy ścisłe różnice między sprawdzaniem, weryfikacją, korektą i redakcją, dzisiaj włożę wszystkie te pojęcia do jednego worka i będę używać ich naprzemiennie, odnosząc się ogólnie do wszelkich czynności, które polegają na pracy z gotowym tekstem – niezależnie od tego, czy jest to tekst tłumaczony czy nie oraz niezależnie od stopnia ingerencji w tekst.
Moje dzisiejsze przemyślenia mogą wydać się mało konkretne, a dość egzaltowane – tak to bywa, gdy próbuje opisać się coś nie do końca opisywalnego. Do tej pory pisaliśmy na blogu najczęściej o konkretach i kwestiach technicznych, ale pora wpuścić tu trochę nieuchwytnych odczuć, bo to one właśnie najsilniej sprawiają, że tak cieszy nas to, czym się zajmujemy.
Czy sprawdzanie tekstów da się lubić?
O ile jest w miarę łatwo zrozumieć, dlaczego ktoś ekscytuje się nauką języków obcych czy nawet tłumaczeniem, to korekta i redakcja tekstów kojarzą się raczej ze straszliwie nudnym i żmudnym zadaniem. Kto nie słyszał w szkole westchnięć swojego nauczyciela lub nauczycielki od polskiego czy angielskiego na temat tego, ile prac czeka go/ją do sprawdzenia w domu i jaka to straszna udręka?
Dlaczego lubię weryfikację?
Myślę, że u mnie zaczęło się to właśnie w szkole. Niejednokrotnie zdarzało mi się sprawdzać wypracowania kolegów i koleżanek – traktowałam to raczej jako rozrywkę, a nie mordęgę. I tak mi już zostało.
Wydaje mi się, że nie jestem surową korektorką – choć prawdopodobnie osoby, których tekst wraca do nich ode mnie, świecąc się na czerwono w trybie śledzenia zmian, mogą mieć inne zdanie. Zwykle w redagowanych tekstach zwalczam klisze i frazesy, ale teraz posłużę się jednym z nich: diabeł tkwi w szczegółach. To właśnie szczegóły najczęściej podlegają zmianom w weryfikowanych tekstach i tłumaczeniach, bo to one przeważnie umykają ich autorom.
Precyzja i detale to ważna część pracy korektorskiej
Mam to szczęście (a także nieszczęście, jak wyjaśnię później), że na co dzień zwracam ogromną uwagę na szczegóły. Nie powiedziałabym nawet, że nieustannie czynnie zwracam uwagę; po prostu widzę je, wpadają mi w oko, przyciągają moje spojrzenie. Bywa to męczące, bo wcale nie jest tak, że wszystkie z tych szczegółów chcę dostrzegać, że wszystkie są warte mojej uwagi. Ale umiejętność (a może przypadłość) dostrzegania bardzo przydaje się w pracy z tekstem.
Ponieważ domyślnie jestem bardzo wyczulona na detale, jeśli do tego włączę pełną koncentrację, jestem w stanie wyłapać naprawdę wiele. I to właśnie daje mi przyjemność! Fajnie jest poczuć, że cecha, którą uważało się za zwykłą, neutralną, może być tak przydatna i przynosić korzyści. Wychwytywanie pomyłek i niedociągnięć w sprawdzanych przeze mnie tekstach oraz naprawianie ich daje mi naprawdę dużą satysfakcję i poczucie dobrze wykonanej pracy. Zwykle już pierwsze całościowe spojrzenie na stronę pozwala mi zauważyć najważniejsze błędy. Nieintencjonalne dostrzeganie literówek we wszystkim, co czytam w czasie wolnym, bywa z kolei nieznośne?
Celowo użyłam słowa „naprawianie”. Celem weryfikatora nie jest tylko bezlitosne wytknięcie palcem błędów – chodzi o ich naprawienie, o doprowadzenie tekstu do stanu używalności, wprowadzenie spójności stylistycznej. I to właśnie jest najprzyjemniejsze! Wiem, że rzeczywistość cechuje entropia i że próby pokonywania chaosu to często walka z wiatrakami. Ale są takie osoby (w tym ja), które miłują symetrię, a swoje otoczenie organizują tak, by wszystko do siebie harmonijnie pasowało. Dokładnie tak – praca z tekstem pozwala zaprowadzić trochę porządku we wszechświecie.
To nie znaczy oczywiście, że praca korektora czy redaktora polega na ujednoliceniu wszystkich tekstów, by brzmiały tak samo, o nie! Kluczem jest odnalezienie odpowiedniej melodii tekstu i zadbanie o harmonię całości, właśnie po to, by uszanować intencję i styl autora. Tu wchodzę na grząski teren, bo nie odnoszę się do zasad poprawności językowej, tylko do czegoś więcej. Poznanie reguł i umiejętność ich zastosowania to podstawa i konieczność – ale do tego potrzebna jest też wysoka wrażliwość i intuicja, która pozwala zrozumieć słynne „co autor miał na myśli” i zadbać o to, by słowa wyrażały właśnie to. Trzeba umiejętnie zachować delikatny balans między cechami szczególnymi danego tekstu a zasadami rządzącymi danym językiem czy rejestrem.
Skupione ruchy rzemieślnika
Pracę nad tekstem, w tym także nad gotowym przekładem wykonanym przez samego siebie lub innego tłumacza, często nazywa się rzeźbieniem lub szlifowaniem. Myślę, że to bardzo dobre metafory. Nigdy nie miałam zdolności manualnych – sznurówki nauczyłam się wiązać dopiero w zerówce, robienie na drutach na zajęciach z techniki to była moja zmora, a nawlekanie nitki na igły dalej sprawia mi problemy. Lubię jednak patrzeć na pracę z tekstem jak na mentalną pracę manualną. Tu coś dodać, tu coś wygładzić, wszystkie ruchy muszą być precyzyjne, dokładne i skupione.
To dopieszczanie każdego niuansu w tekście, sprawdzanie, czy przekład zgodny jest z oryginałem w każdym przetłumaczalnym aspekcie, dopasowywanie współgrających słów jak kolorów, dbanie o to, by tekst był jasny, czytelny i wewnętrznie spójny, czy to na poziomie zdań czy akapitów – tak, to dla mnie czysta przyjemność. Uwielbiam to uczucie w głowie, gdy czytam całość i coś klika: wtedy czuję, że teraz wszystko jest na właściwym miejscu i tekst gotowy jest do odesłania.
Korekta i redakcja nie są pracą artystyczną, ale miło jest być rzemieślnikiem, który grzebie sobie w słownej glinie i sprawia, że całość dobrze się czyta, jest wolna od usterek i pomaga komuś w przekazaniu czegoś dla niego istotnego. Dodatkowo to, co robimy, zawsze jest dialogiem – gdy chcę wprowadzić poważniejszą zmianę, nie robię tego obcesowo i bez pytania, ale w komentarzu wyjaśniam swoją decyzję, pytam autora lub innego tłumacza o zdanie, podaję propozycję, które potem można szczegółowo omówić. To też daje sporą frajdę!
Praca z tekstem jak zabawa w detektywów
Przy weryfikowaniu tekstu trzeba niestety włączyć w sobie zasadę ograniczonego zaufania. To oznacza, że często sprawdzam wiadomości podane przez autora (chyba że to tekst typowo naukowy) albo upewniam się, czy liczby lub nazwy własne w tłumaczeniu zgadzają się z tekstem źródłowym. Każdemu zdarza się pomyłka, a my mamy okazję pobawić się w detektywów, którzy poszukują źródła podanych informacji i przy okazji sami wiele się dowiadują.
Skoro mowa o korzystaniu ze źródeł – bardzo lubię pracę ze słownikami, a szczególnie z takimi niecodziennymi. Słowniki synonimów i kolokacji to miejsca, do których bardzo często zaglądam, żeby upewnić się, jakie słowa się lubią, a jakie są do siebie podobne. Często mam wątpliwości, które rozwiewam w poradniach językowych i angielskich style guides. Tu muszę przyznać, że choć język angielski zdaje się dawać więcej swobody oraz pozwalać na więcej niż polski, to jest jednocześnie bardziej skodyfikowany i łatwiej jest znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Nawet jeśli odpowiedź ta brzmi „można i tak, i tak”, to przynajmniej daje mi jakąś jasność i wolność wyboru.
Od tłumaczeń do redakcji tekstu
Gdy stawiałam pierwsze kroki w zawodzie tłumacza (uwaga, takie sformułowanie też jest trochę sztampowe i na jego widok od razu zapala mi się w głowie czerwone światło!), nie myślałam w ogóle o tym, że będę też wykonywać zlecenia weryfikacji tłumaczeń lub redakcji tekstu. Zlecenia takie zaczęły jednak same napływać i okazało się, że bardzo je lubię.
Wrodzony perfekcjonizm potrafi utrudnić życie, ale jest bezcenną wartością w pracy z tekstem. W związku z tym wszystkim zdecydowałam się na studia podyplomowe z edytorstwa i redakcji tekstu, aby móc jeszcze lepiej rzeźbić w zdaniach. Jedno wiem na pewno – nauka języka nie kończy się nigdy. Zwłaszcza swojego rodzimego języka.
Mamy nadzieję, że nasze dwa teksty przybliżyły Wam trochę, co siedzi w głowach niektórych tłumaczy, redaktorów i korektorów. Fajnie jest robić to, co się lubi, i lubić to, co się robi.
Martyna