Taka sytuacja przydarza się dość często freelancerom na początku ich tłumaczeniowej kariery. Kupują swój pierwszy program wspierający tłumaczenie (CAT), uczą się podstaw, zakładają projekt i realizują parę zleceń.
Przychodzi kolejne zlecenie, potem kolejne, a potem jeszcze następne. CAT zaczyna pochłaniać wszystko, co stanie na zawodowej drodze, projekt za projektem. Niestety dość często nie wszystkie możliwości CAT-a są wykorzystywane, a część z nich jest używana niewłaściwie.
Czas mija, a nawyki osoby początkującej zmieniają się w złe nawyki. CAT wymyka się spod kontroli i coraz trudniej nad nim zapanować. CAT przestaje służyć freelancerowi – to freelancer zaczyna mu służyć.
WSKAZÓWKI NA TEMAT KORZYSTANIA Z CAT
Chcę podzielić się z początkującymi tłumaczami i tłumaczkami pięcioma wskazówkami – oczywiście mogłoby ich być wiele więcej – na temat korzystania z programów CAT w mądry i wydajny sposób. Gdy sam zacząłem karierę tłumacza freelancera, korzystałem z Wordfasta (jeden z wielu dostępnych CAT-ów), którego używam do dziś. Miałem wtedy bardzo nikłe pojęcie, jak mądrze go używać, przez co moja praca nie była do końca wydajna. Zatem miłej lektury i uczcie się na moich błędach!
1. Pamiętaj o pliku źródłowym i docelowym
Pierwsza rada wydaje się dziwna, gdy mówimy mądrym korzystaniu z CAT-ów, ale i tak ją wygłoszę.
Nie zapominaj o pliku źródłowym.
Łatwo wpaść w pułapkę stwarzaną przez CAT-a i tłumaczyć cały tekst w jego edytorze, segment po segmencie. Następnie tekst zostaje sprawdzony, plik docelowy wygenerowany i przesłany do klienta. Jednak nie jest to zalecany sposób pracy.
Zawsze warto spoglądać na plik źródłowy. Jeśli tekst ma również ilustracje, schematy, wykresy, elementy interfejsu użytkownika, czy inne obrazy wpływające na odbiór tekstu, zawsze należy przejść do źródła. Sprawdź, czy tekst znajdujący się obok elementów graficznych ma sens w takim kontekście. Może to wpłynąć na dobór słów czy nawet na znaczenie tłumaczonego fragmentu.
Podobnie po wyeksportowaniu tłumaczenia trzeba przejrzeć plik docelowy: czy formatowanie wygląda prawidłowo, czy jakieś fragmenty nie zniknęły wskutek błędu programu. Ponadto jeśli korzystasz z programów wspierających pisanie jak Grammarly czy nawet funkcji sprawdzających pisownię i stylistykę jak te w Wordzie, możesz w ten sposób wychwycić drobne błędy.
Dlatego nie warto mieć CAT-owych klapek na oczach i odnosić się do tekstu w jego oryginalnym formacie – przed tłumaczeniem i po nim.
2. Pamięć tłumaczeniowa to nie śmietnisko tłumaczeniowe
Kluczowym elementem dobrych nawyków tłumaczeniowych jest mądre zarządzanie pamięciami tłumaczeniowymi (ang. translation memory, TM). Im szybciej się tego nauczysz, tym mniej problemów będziesz mieć w przyszłości. Na początku może kusić wizja JEDNEJ DUŻEJ PAMIĘCI TŁUMACZENIOWEJ, która zawiera dosłownie wszystko, bo kiedyś może się to przydać. Krótka instrukcja obsługi elektrycznej szczoteczki do zębów? Witaj w TM! Warunki korzystania z e-sklepu? Czemu nie! Katalog nowych modeli lodówek? No pewnie, pamięć wytrzyma!
Jednak nie warto tak robić. Gdy pamięć tłumaczeniowa będzie zawierać zbyt wiele segmentów, które mogą składać się z samych liczb, kodów produktów czy innych danych, które raczej nie pojawią się ponownie w przyszłości, spowolnią one pracę CAT-a. Każde otwarcie nowego segmentu spowoduje, że program będzie musiał przeskanować tysiące, dziesiątki a nawet setki tysięcy segmentów, by znaleźć dopasowanie. Opóźnienie rzędu sekundy czy dwóch może nie brzmi jakoś szczególnie źle, ale jeśli przemnożyć to przez, załóżmy, 500 segmentów w jednym pliku z dziesięciu składającym się na zlecenie, te opóźnienia zaczną sumować się w minuty, a nawet godziny. Czy naprawdę warto mieć politykę prywatności RODO w TM, gdy tłumaczy się instrukcję obsługi lodówki? Dlatego warto założyć kilka projektów z osobnymi pamięciami tłumaczeniowymi.
Tutaj dużo zależy od własnych preferencji, choć moim zdaniem podejście typu „jedno zlecenie – jeden projekt w CAT – jedno TM” może być lekką przesadą. Zdroworozsądkowym rozwiązaniem może być tworzenie projektów i pamięci na podstawie tematyki, np. „motoryzacja”, „marketing – ubrania”, „marketing – turystyka”, „sprzęt RTV i AGD” itp. Jeśli ma się wiele TM, zawsze można je podłączyć do projektu lub odłączyć w zależności od aktualnego zlecenia. Przykładowo: jeśli tłumaczenie dotyczy agencji turystycznej, której teksty dotyczą również polityki prywatności, RODO i ciasteczek, zawsze można dołączyć swoje TM, które zawiera teksty prawne czy regulaminy, by jak najlepiej wykorzystać możliwości CAT-a.
Podobnie można działać, gdy ma się stałych klientów. Dla każdego takiego klienta zakłada się osobny projekt i pamięć tłumaczeniową do ich zleceń. Jest to szczególnie przydatne, gdy podpisuje się umowę o zachowaniu poufności z zapisem, że należy usunąć wszystkie materiały dostarczone przez klienta po zakończeniu współpracy. Wystarczy wtedy usunąć TM takiego klienta i nie trzeba się martwić, że gdzieś w ogólnej pamięci tłumaczeniowej liczącej ponad 100 000 segmentów są jakieś treści do usunięcia.
Oczywiście sprawa może wyglądać inaczej w przypadku współpracy z agencjami tłumaczeniowymi. Niektóre agencje dzielą się projektem w chmurze z podwykonawcami, w którym są od razu niezbędne TM czy glosariusze. Wtedy na ogół nie da się dodawać własnych pamięci czy korzystać z zasobów agencji przy własnych projektach. Pozostaje tylko stosować się do wytycznych zleceniodawcy.
Jak widać, do zarządzania pamięciami tłumaczeniowymi można podchodzić na różne sposoby, dlatego najlepiej sprawdzić kilka podejść i skorzystać z tego, które najbardziej ci odpowiada.
3. Nie ufaj dopasowaniom 90%!
Ta porada na pierwszy rzut oka może się wydawać osobliwa. Na ogół dopasowania 90% i wyższe z pamięci tłumaczeniowej oznaczają drobną zmianę, którą to i tak CAT podświetli w wynikach. Należy jednak zachować szczególną ostrożność, ponieważ jedna taka drobna zmiana może dramatycznie (i gramatycznie!) odmienić sens całego zdania. Również można ją bardzo łatwo pominąć, gdy segment jest bardzo długi.
Dobrym przykładem będzie rodzimy polski. Jeśli jedyną różnicą między zdaniami jest dodanie negacji, oznacza to zmianę przypadku dla rzeczowników, przymiotników czy zaimków. Dlatego w tłumaczeniu na polski tak bardzo ważne jest dobre oko do szczegółów i dokładne sprawdzenie całego zdania. Jedna taka mała zmiana może pociągać za sobą szereg dodatkowych zmian.
Najlepszym rozwiązaniem jest uważne przeczytanie zdania źródłowego i porównanie zmian ze wpisem z TM. Po odpowiednim dostosowaniu segmentu docelowego należy go dokładnie i powoli przeczytać w całości, a nie tylko samą edytowaną część. Taki proces jest długi i żmudny w przypadku zdania o ponad 90% dopasowaniu, ale naprawdę najgłupsze błędy zdarzają się często w wyniku ominięciu drobnych detali.
4. Glosariusz do potrzebnych, a bloklista do niepotrzebnych rzeczy
Glosariusze mogą służyć za swego rodzaju słownik potrzebnych terminów. Jeśli masz problemy z zapamiętywaniem niektórych pojęć (ja tak mam!), chcesz odciążyć pamięć lub masz dość pisania długich słów czy zwrotów jak zawór elektromagnetyczny kołnierzowy, glosariusz idealnie się do tego nadaje. Ponadto przydaje się w sytuacjach, gdy klient wymaga ustalonej terminologii.
Z drugiej strony mamy bloklisty (ang. blocklists), które działają jak anty-glosariusze. Dodaje się do nich terminy, które nie mają się pojawić w tłumaczeniu. Na przykład klient preferuje jeden zwrot, a inny nie może być stosowany w celu uniknięcia niespójnej terminologii. Innym przykładem może być uniknięcie błędnych terminów prawniczych w danego rodzaju umowie.
Tak jak pamięci tłumaczeniowych należy mądrze używać glosariuszy i bloklist. Jeden glosariusz, który zawiera wiele terminów z przeróżnych dziedzin, może przeszkadzać, ponieważ będzie się powoli ładować, lub być niemal bezużyteczny, ponieważ niektóre zlecenia będą wymagać innej terminologii. Takie ogólne glosariusze utrudniają stosowanie narzędzi do zapewnienia jakości (o czym poniżej). Dlatego warto podchodzić do glosariuszy i bloklist jak do pamięci tłumaczeniowych – tworzyć je wedle tematów lub klientów.
5. Stosuj narzędzia zapewnienia jakości
Gdy zlecenie zostało już przetłumaczone i dokładnie sprawdzone, warto wtedy użyć narzędzi zapewnienia jakości (ang. Quality Assurance, QA) wbudowanych w CAT-a. W niektórych programach funkcje QA działają w trakcie tłumaczenia, dzięki czemu otrzymuje się od razu ostrzeżenie o możliwych błędach w chwili zapisu segmentu do pamięci tłumaczeniowej. Większość CAT-ów (a w zasadzie wszystkie, z którymi miałem do czynienia) ma narzędzie, które tworzy raport dla całego przetłumaczonego pliku ze wszystkimi wykrytymi problemami lub błędami.
Tutaj szczególnie przydają się właśnie glosariusze i bloklisty, które są dobrze przygotowane do danego projektu tłumaczeniowego. Dzięki temu CAT wskaże różnice terminologiczne czy zwroty, które nie powinny występować. Glosariusz zawierający terminy z różnych dziedzin da wiele fałszywych błędów, co może utrudnić wychwycenie prawdziwych błędów.
Oprócz sprawdzenia tekstu pod kątem zgodności z glosariuszem i bloklistą narzędzie QA może również sprawdzić rozbieżności w liczbach i formacie ich zapisu, błędy interpunkcyjne, niewłaściwy format daty, brakujące tagi, czy niewłaściwe formatowanie… Wiele z opcji zapewnienia jakości można skonfigurować zgodnie z własnymi potrzebami
Podsumowanie
W pierwszym starciu programy do tłumaczeń potrafią być nieprzystępne w obsłudze, nawet po przeczytaniu dokumentacji wzdłuż i wszerz. Bardzo łatwo o niewłaściwe wykorzystanie programu i frustrację, która może doprowadzić do przekonania, że CAT-y wcale takie mądre nie są. Problem jednak dość często leży w sposobie jego wykorzystania a nie w samym narzędziu. Dlatego mam nadzieję, że powyższe pięć porad pomoże ci mądrze używać CAT-a oraz stać się lepszym tłumaczem i lepszą tłumaczką!
Paweł