Czy słownik = tłumacz?
Słownik to przedmiot, który prawdopodobnie najbardziej kojarzy się z tłumaczami i tłumaczkami. Ba, zdarza się, że osoby zajmujące się tłumaczami są często uważane za chodzące słowniki. A jednak – tłumacze i tłumaczki NIE SĄ spersonifikowanymi słownikami i nie znają wszystkich istniejących słów oraz ich połączeń na pamięć. Natomiast rzeczywiście umiejętność sprawnego i skutecznego korzystania ze słownika jest jedną z najważniejszych w tym zawodzie.
Słowniki papierowe i elektroniczne
Czy oznacza to, że w naszej codziennej pracy, niczym święty Hieronim, siedzimy nad zakurzonymi tomiszczami wokabularzy, przewracając strona po stronie w poszukiwaniu tego właściwego słowa? Oczywiście nie – trzeba przyznać, że słowniki papierowe odchodzą do lamusa, bo te internetowe są po prostu wygodniejsze i szybsze w użyciu, a do tego ich zasoby są coraz bogatsze i warte uwagi.
O czym i dla kogo jest ten artykuł?
Postanowiłam skompilować listę najczęściej używanych przez nas i najbardziej naszym zdaniem użytecznych słowników. Lista ta przyda się wszystkim tłumaczom i tłumaczkom, nie tylko początkującym. Myślę, że każdy z nas, niezależnie od doświadczenia, może znaleźć tu dla siebie coś nowego.
Co więcej – zachęcam do korzystania z tych słowników absolutnie wszystkich, którzy w swojej pracy piszą lub robią cokolwiek związanego z językiem, oraz osoby uczące się języków. Dobrze opracowany słownik jest o niebo lepszym, rzetelniejszym i bardziej wartościowym merytorycznie wyborem niż jakikolwiek maszynowy translator, który podrzuca nam słowa bez kontekstu.
Słowniki, o których opowiem, dotyczą przede wszystkim języka polskiego i angielskiego, bo to nasze główne języki tłumaczeniowe, ale pojawią się też w bonusie przykłady hiszpańskie, portugalskie i czeskie, a do tego niektóre z wymienionych źródeł obejmują wiele języków naraz. Przy każdy słowniku dostępnym online znajdziecie prowadzący do niego odnośnik.
Post nie jest w żaden sposób sponsorowany – pokazujemy tu rzetelne źródła, które rzeczywiście najbardziej pomagają nam w pracy tłumaczeniowo-redaktorskiej.
Jakie mamy słowniki?
Najprostszy podział słowników, jaki przychodzi do głowy, to ten na internetowe i papierowe. Ale rodzajów słowników jest o wiele więcej!
- Mamy więc słowniki jednojęzyczne (prezentujące zasoby leksykalne jednego konkretnego języka) i dwujęzyczne (pokazujące ekwiwalenty poszczególnych słów pomiędzy dwoma językami).
- Dla osób tłumaczących szczególnie ważne są glosariusze i bazy terminologiczne – to słowniki jedno-, dwu- lub wielojęzyczne, które zawierają słowa i wyrażenia związane z danym tematem lub specjalizacją.
- Kolejnym typem słownika jest tezaurus. W dużym uproszczeniu to magicznie brzmiące słowo oznacza słownik synonimów – wyrazów bliskoznacznych.
- Dalej mamy słowniki tematyczne i tu naprawdę końca nie widać – takie słowniki mogą dotyczyć wszelkiego rodzaju pól tematycznych, od harcerstwa, przez chemię, po rybołówstwo i krótkofalarstwo.
- Jeśli chodzi o formę słownika, to podział, do którego odnosimy się na początku, też nie jest wystarczający. Słowniki cyfrowe to przecież nie tylko strony internetowe czy aplikacje mobilne, ale też programy, które można zainstalować na komputerze i korzystać z nich offline, a także słowniki w formacie PDF czy arkusza kalkulacyjnego.
Nasze słowniki
Kiedy włączam laptopa i przeglądarkę, to oprócz poczty prywatnej i firmowej mam otwartych kilka kart ze słownikami i źródłami językowymi – to Oxford Dictionary, Pons, Proz, Linguee i The Free Dictionary. Z kolei pierwszy program, jaki zazwyczaj odpalam na komputerze zaraz po włączeniu Wordfasta, to Wielki Słownik PWN. To od nich zacznę moje rekomendacje (uzupełniając je o inne podobnie działające), a potem przejdę do pozostałych słowników do celów specjalnych.
Oxford Advanced Learner’s Dictionary
To słownik, z którego korzystam zdecydowanie najczęściej. My mamy dostęp do jego trzech wersji – papierowej, online i elektronicznej w formie aplikacji desktopowej – ale na codzienne potrzeby wersja online zdecydowanie wystarczy.
Dlaczego słowniki jednojęzyczne są takie dobre i jaka jest ich przewaga nad tymi dwujęzycznymi? No cóż, właśnie z tej przyczyny, że nic się w nich nie traci w tłumaczeniu 😊 Definicje w takim słowniku mają jak najtrafniej oddać sens danego słowa w danej rzeczywistości językowej, a ponadto podane są wszystkie znaczenia tego słowa wraz z przykładami użycia (polecam wpis o „go”, który ma 38 znaczeń, plus idiomy, kolokacje i frazy).
Słownik tworzony jest przez Oxford University Press, co czyni go naprawdę rzetelnie opracowanym źródłem i – jak na słowniki – dość często aktualizowanym.
Lubię go też za możliwość odsłuchania wymowy, zarówno w wersji brytyjskiej, jak i amerykańskiej, oraz za obrazki, które pojawiają się przy niektórych hasłach i wizualnie je objaśniają.
Cambridge Dictionary
Słownik Cambridge działa na podobnej zasadzie, co ten oksfordzki, a wydaje go równie szanowany wydawca, czyli Cambridge University Press. Można powiedzieć, że te słowniki to takie przedłużenie odwiecznej rywalizacji dwóch uniwersytetów, a wybór konkretnego to kwestia losowości lub preferencji.
Ja kiedyś częściej zaglądałam do Cambridge’a, teraz Oxford odpowiada mi bardziej, jeśli chodzi o warstwę wizualną, czytelność i sposób przedstawienia informacji. Oxford przeważnie podaje też więcej przykładów. Za to do słownika Cambridge zaglądam, jeśli wyjaśnienia z OALD mi nie wystarczają.
Kolejnymi słownikami przypominającymi Oxford i Cambridge są Longman Dictionary of Contemporary English i Collins English Dictionary. One też występują w wersji internetowej i analogowej. Nie będę zagłębiać się w opis ich cech – warto zajrzeć na ich strony, przejrzeć sobie ich możliwości i wybrać to, co najbardziej odpowiada naszym potrzebom i gustom.
Choć powyższe słowniki prezentują zazwyczaj dwie wersje języka angielskiego, nacisk położony jest w nich na tę brytyjską – jest to dla mnie domyślna wersja angielskiego, którego używam. Jeśli potrzebujecie słownika skupionego bardziej na odmianie ze Stanów Zjednoczonych, polecam Merriam-Webster.
Wielki Słownik PWN & Oxford
To mój ulubiony słownik dwujęzyczny w zasadzie od zawsze. Nie jest idealny – zdarzają się w nim literówki, czasem nie zgadzam się z podanymi propozycjami tłumaczeń słów, niektóre użycia są już archaiczne, a inne, nowsze, w ogóle się nie pojawiają. Ale wciąż jest to dla mnie najprostszy w obsłudze słownik, a przede wszystkim – zachwyca mnie jego bogactwo. Niejednokrotnie zdarzyło mi się, że nie mogłam jakiegoś słowa znaleźć nigdzie indziej, a okazywało się, że jest właśnie w tym słowniku. Dzięki temu bogactwu pozwala też na szybki ogląd wielu znaczeń danego słowa.
Ja korzystam z tego słownika w formie oprogramowania – kiedy kupiliśmy jego nową wersję w 2016 roku, sprzedawany był jako pendrive, z którego można przeprowadzić instalację. Mamy też wersję papierową, ale przyznajmy, że bardziej jako ozdobę regału. Teraz można również wykupić dostęp do tego słownika online, co jest prawdopodobnie najwygodniejszym rozwiązaniem, choć niekoniecznie najbardziej opłacalnym.
Pons
Słownik Ponsa polecam wszystkim osobom, które uczę angielskiego i hiszpańskiego. To naprawdę podstawowy słownik, który jest tak prosty w użyciu, że korzystanie z Tłumacza Google’a nie ma już żadnego usprawiedliwienia – tu też wystarczy wpisać poszukiwane słowo. Za to to, co dostaniemy w zamian, jest dużo bardziej wartościowe: pokażą nam się różne znaczenia danego słowa, czasem z przykładami zwrotów, związków frazeologicznych, adnotacją, czy dane słowo to wersja brytyjska czy amerykańska (w przypadku hiszpańskiego: europejska albo południowoamerykańska, czasem z dookreśleniem konkretnego kraju), czy jest archaiczne albo potoczne. Jednocześnie to wciąż słownik dość zwięzły, więc przy codziennym użyciu nie przytłacza nadmiarem informacji.
Dodatkowo fajną opcją jest możliwość tworzenia różnych par językowych i poszukiwania między nimi – ja tak wyszukuję po angielsku znaczeń słów portugalskich. Ze słownika można korzystać w przeglądarce lub w aplikacji.
Innym podobnie działającym słownikiem jest bab.la.
The Free Dictionary
To słownik, który gromadzi wiedzę z różnych źródeł (m.in. z The American Heritage Dictionary of the English Language i z Collinsa) i daje tyle możliwości, że nie sposób je wszystkie opisać w jednym artykule – zajrzyjcie sami i poeksplorujcie. Oprócz słownika ogólnego jest też sekcja medyczna, prawnicza i finansowa, słownik skrótów, idiomów, a także część encyklopedyczna.
Ja korzystam z niego przede wszystkim ze względu na bogaty i czytelny tezaurus, który pokazuje synonimy i antonimy dla poszczególnych znaczeń danego słowa oraz mapy wyrazów bliskoznacznych.
ProZ.com
Ta strona jest jak portal do świata tłumaczeń – poznaje się ją gdzieś na początku studiów, zakłada konto i już oficjalnie należy się do tłumaczeniowej gildii. Na zawsze 😉 Proz to przede wszystkim miejsce, gdzie gromadzone są ogłoszenia o zleceniach i profile zawodowe tłumaczy i tłumaczek, ale dla mnie kluczową częścią jest Term Search.
To podstrona służąca do wyszukiwania terminologii w obrębie wybranych przez siebie par językowych i pól specjalizacji. Bazę tę tworzą sami użytkownicy. Ktoś zadaje pytanie, inni udzielają odpowiedzi – czasem po prostu podrzucając termin, ale częściej (i lepiej) dodając również komentarz, skąd i dlaczego taka propozycja. Potem można ocenić słuszność danej odpowiedzi (ciekawostka: to na Prozie pierwszy raz spotkałam się ze słowem „kudos”). Wszystko pozostaje w bazie, którą można się posiłkować w poszukiwaniu znaczeń trudnych terminów.
Oczywiście do zawartości Proza należy podchodzić z dozą rezerwy i zawsze weryfikować podane sugestie, ale jest to bardzo dobry punkt wyjścia w terminologicznych poszukiwaniach.
Linguee
Linguee jest czymś więcej niż słownik – działa trochę jak ogólnodostępna, oparta na publicznych źródłach pamięć tłumaczeniowa. Kiedy w polu wyszukiwania, po wybraniu pary językowej, wpiszemy poszukiwany termin, Linguee podrzuci nie tylko znaczenie słownikowe, ale też całą dwujęzyczną listę tzw. tekstów równoległych, w których dany termin występuje. Innymi słowy, strona podpowiada, jak zwrot ten został przetłumaczony w różnych kontekstach, podając ich źródła – często są strony z dokumentami Unii Europejskiej.
Słownik Języka Polskiego PWN
To pozycja obowiązkowa, jeśli chodzi o język polski – a wersja online w zupełności wystarczy. Na stronie, oprócz definicji wyrażeń, znajdziemy też słownik ortograficzny z wyjaśnionymi regułami, korpus językowy (o tym więcej w kolejnym tekście), encyklopedię i poradnię językową ze słynnymi poradami profesora Bańki.
Jest tu też coś, co przydaje mi się szczególnie i co ogromnie doceniam – zdigitalizowana wersja Słownika języka polskiego Witolda Doroszewskiego. To słownik z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku, co pozwala na poszukiwanie znaczeń słów, które już wyszły z użycia – a uwierzcie, że to ogromnie pomocne przy tłumaczeniach dla muzeów, tekstów historycznych, a zwłaszcza tekstów literackich.
Innym słownikiem sankcjonowanym przez szanowaną instytucję, do którego też warto zaglądać, jest Wielki Słownik Języka Polskiego PAN.
Dobry Słownik
Dobry Słownik to niezbędne źródło zwłaszcza dla osób zajmujących się redakcją i korektą tekstów polskich oraz dla tłumaczy i tłumaczek na polski. Powiem szczerze – uwielbiam ten słownik i niejednokrotnie ratował mi życie, odpowiadając na nurtujące mnie pytania poprawnościowe, stylistyczne, składniowe i interpunkcyjne.
Słownik przygotowany jest na tip-top przez trójkę polskich językoznawców i leksykografów. Naprawdę warto wykupić subskrypcję (ja korzystam z abonamentu typu Standard, ale kusi mnie już wersja Pro), bo mamy tu połączenie wszechstronnego słownika i poradnika językowego.
Synonimy.pl
To słownik synonimów języka polskiego, z którego najczęściej korzystam. Jest prosty i skuteczny – cóż więcej dodać 😉 Podobno poleca go profesor Bralczyk.
A ja polecam także papierowy Słownik synonimów polskich PWN pod redakcją naukową profesor Zofii Kurzowej – jedną z jego zalet jest to, że oprócz synonimów zawiera definicje wyrazów, a przede wszystkim jest porządnie opracowany naukowo.
IATE
IATE (Interactive Terminology for Europe) – European Union Terminology – to baza terminologii Unii Europejskiej, która przydaje się nie tylko tłumaczom unijnym. Zawiera terminy, które pojawiają się choćby w innych tłumaczeniach prawniczych, administracyjnych czy w tłumaczeniach wniosków o granty dla instytucji kultury albo raportów z działalności takich instytucji.
Działanie portalu jest proste: wybieramy parę językową, wpisujemy interesujący nas termin i dostajemy propozycje tłumaczeń wraz z oceną ich wiarygodności, konkretnymi dziedzinami, źródłami, odnośnikami i definicjami. Interfejs niestety nie jest zbyt czytelny.
Urban Dictionary
Urban Dictionary to skarb, a w zasadzie skarbnica angielskiego słownictwa potocznego. Pomaga w zrozumieniu tekstów angielskich, w których padają kolokwializmy, ale jest też dobrą metodą tego, by ustrzec się przed palnięciem gafy. Wielokrotnie sprawdzam, czy słowo, którego chcę użyć na przykład w tłumaczeniu jakiegoś hasła reklamowego, nie ma przypadkiem wulgarnego lub nie do końca pożądanego podtekstu.
A poza tym przeglądanie tego słownika to dobra zabawa 😊
Online Etymology Dictionary
No dobrze, słownik etymologiczny nie jest podstawowym narzędziem pracy przy tłumaczeniach, ale nie mogło go tu zabraknąć, bo to po prostu nasz ulubiony słownik – i bardzo niebezpieczny, bo można w nim przepaść na długie godziny.
Ale uwaga – ciekawostki etymologiczne to nie tylko przyjemność odkrywania, ale także możliwość głębszego zrozumienia danego słowa dzięki dowiadywaniu się, jak używane było od zarania dziejów. Etymologia pozwala też na poznawanie połączeń między różnymi językami, czasem bardzo oddalonymi od siebie geograficznie, a to też pomaga w wybieraniu najlepszych tłumaczeniowych ekwiwalentów.
Słownik terminologii prawniczej
Słownik terminologii prawniczej Ewy Myrczek (w parach językowych polski-angielski i angielski-polski) przydaje nam się często, choć nie jesteśmy tłumaczami tekstów prawniczych. Ale często w innego rodzaju tekstach, jak choćby podstawowe regulaminy instytucji kultury, też znaleźć można wiele trudnych terminów z dziedziny prawa. Wtedy właśnie posiłkujemy się tym słownikiem, który oprócz części słownikowej zawiera też dość obszerne wprowadzenie teoretyczne, a nawet ćwiczenia. Korzystamy z wersji papierowej oraz cyfrowej.
Słownik mitów i tradycji kultury
Słownik mitów i tradycji kultury Władysława Kopalińskiego jest ze mną od zawsze i mam do niego ogromny sentyment. Mam go na papierze i nie wiem, czy istnieje w wersji cyfrowej – ja do takiej nie dotarłam, ale też przyznam, że akurat tutaj kartkowanie pożółkłej księgi sprawia mi prawdziwą przyjemność.
Słownik ten jest świetnym pomocnikiem w przypadku wszelkich tłumaczeń dotyczących kultury, sztuki i historii. Zajrzyjcie na półki, może też kurzy się tam jakiś zapomniany egzemplarz?
A teraz czas na bonus!
RAE
RAE, czyli Real Academia Española – Hiszpańska Akademia Królewska to instytucja, która opisuje i reguluje użycie języka hiszpańskiego. Jej słownik dostępny online to podstawowe źródło wiedzy o języku hiszpańskim, choć przyznam, że irytują mnie definicje typu „matador – que mata” („zabójca – ten, kto zabija”), które niczego tak naprawdę nie wyjaśniają.
Za to do wyjaśniania przydaje się Diccionario panhispánico de dudas RAE, czyli „Wszechhiszpański słownik wątpliwości”, który – jak sama nazwa wskazuje – pomaga rozwiać językowe wątpliwości.
Priberam
Ten słownik pomaga mi w nauce portugalskiego – ma wszystko, czego mi trzeba, jeśli chodzi o słownik jednojęzyczny, nic dodać, nic ująć. Innym dobrym słownikiem portugalskojęzycznym jest Infopedia.
Lingea
To w zasadzie jedyny sensowny słownik polsko-czeski i czesko-polski, jaki udało mi się do tej pory znaleźć w internecie – jest okej, ale nie jest zbyt zasobny. Jeśli polecacie coś w tym temacie, to chętnie przyjmę!
Tyle słowników i co dalej?
Jak widać, lista przydatnych słowników jest długa i sama starałam się wybrać tylko te najprzydatniejsze, najważniejsze, najogólniejsze. Nie ujęłam tu dziesiątek słowników specjalistycznych, z jakich korzystamy, online, w wersji PDF i na papierze, od słownika budowlanego, przez elektryczny, po słowniki terminologii filmowej. Nie piszę też szerzej o naszych własnych glosariuszach, które opracowywaliśmy przez lata i z których korzystamy, tłumacząc w programach CAT.
Mamy zatem do dyspozycji całe bogactwo internetu, tylko co dalej i jak się w tym odnaleźć? W następnym tekście, który opublikujemy już za tydzień, opowiem o tym, jak mądrze korzystać ze słowników, by tłumaczyć i pisać jak najlepiej oraz jak najgłębiej zrozumieć język, a także o tym, jakie niesłownikowe źródła przydają się w pracy tłumaczeniowej i redaktorskiej.
Na koniec małe wspomnienie.
Kiedy w liceum napadł mnie pomysł, by tłumaczyć Harry’ego Pottera (na potrzeby własne oraz moich znajomych), dość szybko zorientowałam się, że będę potrzebować dobrego słownika, by wszystko trafnie rozszyfrować. Przypominam, że działo się to ponad 15 lat temu, byłam nastolatką i musiałam pracować z tym, co było dostępne.
Okazało się, że to, co jest dostępne, jest całkiem przydatne! Miałam do dyspozycji papierowy słownik oraz dwa słowniki elektroniczne, uwaga, na płytach CD. Były to właśnie moje ukochane słowniki Oxforda i Cambridge, jeden dwujęzyczny, a drugi w całości angielski – oba towarzyszą mi do dziś, choć już w nowych, uaktualnionych wersjach. Wtedy, w latach dwutysięcznych, płyty te były darmowymi dodatkami do „Gazety Wyborczej”. Dodam jeszcze, że nie miałam w domu internetu aż do klasy maturalnej, więc były to moje jedyne źródła – ale za to jakie owocne!
To jednak jeszcze nie koniec – chcę dodać zdanie z hasztagiem #wdzięczność.
Ogromnie doceniam to, że w dzisiejszych czasach mamy dostęp do tylu źródeł wiedzy językowej i ogólnej – to niesamowicie ułatwia, przyspiesza i wzbogaca naszą pracę. Jednocześnie trzeba nieustannie pamiętać, by wiedzę tę weryfikować – ale o tym więcej w następnym tekście.
Martyna