Dla klientówDla tłumaczyŻycie tłumacza

10 MITÓW NA TEMAT TŁUMACZEŃ

biuro tłumacza - mity na temat tłumaczeń

Był kiedyś taki program „Pogromcy mitów”. Dziś ja zostaję taką pogromczynią, bo chcę rozwiać kilka najczęstszych mitów na temat tłumaczeń, tłumaczek i tłumaczy.

Czym w ogóle jest mit?

Nie chodzi tu oczywiście o opowieść o bogach i bożkach, która wyjaśnia działanie świata. Według Słownika Języka Polskiego PWN trzecie znaczenie mitu to „fałszywe mniemanie o kimś lub o czymś uznawane bez dowodu”. I takimi mitami się tu zajmę.

To naturalne, że takie mity się tworzą. Zwykle nie wiemy zbyt wiele o tym, jak tak naprawdę wygląda praca w danym zawodzie, dopóki sami go nie wykonujemy – lub dopóki nie wysłuchamy osoby, która go wykonuje. Ja też mam nikłe pojęcie na przykład o tym, co robi się na wielu stanowiskach korporacyjnych i biznesowych.

O tłumaczeniu pojęcie mam już jednak spore i wieloletnie, a w ciągu tych wielu lat usłyszałam i przeczytałam mnóstwo błędnych przekonań dotyczących tego, na czym polega praca w tłumaczeniach. Stwierdziłam więc, że pora rozprawić się z tymi mitami – oby raz na zawsze.

English to Polish technical translator
Paweł również obala mity o tłumaczeniach

Oto 10 nieprawdziwych zdań na temat pracy tłumaczek i tłumaczy pisemnych.

1. Tłumacze tylko przepisują

O tym stereotypie wspominałam wielokrotnie – tu na blogu, a także na naszych mediach społecznościowych. Tłumaczenie nie jest przepisywaniem – i rzeczywiście robi nam się przykro, gdy nasze działania sprowadzane są do tego określenia.

Żeby zrozumieć, dlaczego tłumaczenie nie jest przepisywaniem, trzeba zrozumieć, jak działają języki. Nie trzeba jednak szukać daleko. Prawdopodobnie każdy, kto kiedykolwiek uczył się drugiego języka, doświadczył sytuacji, w której dosłowne podstawienie pod polskie wyrazy wyrazów w innym języku niekoniecznie daje oczekiwane rezultaty. To źródło wielu żartów – lubimy śmiać się z wytworów typu „Miodzie, jestem domem” albo „Thank you from the mountain”.

śledź w oleju - follow in oil
Klasyka gatunku

Tłumacze nie patrzą na tekst jak na ciąg połączonych wyrazów. Tekst jest całością – ważne są połączenia tych wyrazów, ich wieloznaczności, struktura akapitów oraz ogólny ton i styl. Do tego potrzebna jest znajomość kultury języka, na który się tłumaczy – a w przypadku języków, którymi mówi się w różnych krajach, chodzi przecież o jeszcze więcej konotacji i niuansów.

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat tego, jak wygląda tłumaczeniowa praca z tekstem, zajrzyjcie do mojego artykułu o tym, jak mądrze korzystać ze słowników.

2. Tłumaczenie jest jak kobieta: albo wierne, albo piękne

Oj, to jedno z tych zdań, które szczególnie mnie irytują. To wręcz dwa stereotypy w jednym!

Przede wszystkim: stwierdzenie, że kobiety są tylko albo wierne, albo piękne, to krzywdząca bzdura, o której nawet nie będę się tu rozwodzić.

Ale to porównanie jest błędne także w odniesieniu do tłumaczeń. To prawda: zachowanie balansu między wiernością tekstowi oryginalnemu a „pięknością” rozumianą jako naturalne brzmienie tekstu to trudna sztuka. Napisano o tym już wiele prac naukowych i esejów. Przypuszczam, że każdy tłumacz i każda tłumaczka napotyka w swojej codziennej pracy na sytuacje, w których próbuje nagiąć rzeczywistość i sprawić, by tekst brzmiał sensownie, ale nie przekłamywał oryginału.

To nie znaczy jednak, że znalezienie złotego środka – albo chociaż złotego obszaru – nie jest możliwe. Co ważne, w zależności od rodzaju tekstu przyjmuje się różne podejścia. Można powiedzieć, że przekłady poezji zwykle stawiają na brzmienie i „piękność” tekstu, czasem kosztem stuprocentowej zgodności (tu polecam translatologicznego klasyka – Ocalone w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka). Na drugim końcu ekstremum są tłumacze przysięgli, dla których wierność oryginałowi jest nawet nie tyle priorytetem, co po prostu obowiązkiem – ale to nie oznacza, że ich teksty są pokraczne i brzydkie.

Jest takie włoskie powiedzenie w podobnym duchu: „Traduttore, traditore”. Mówiąc po polsku: tłumacz to zdrajca. Sama czasem wpadam w taki fatalizm: gdy nie udaje mi się oddać połączenia stylu jakiejś myśli i jej znaczenia, by brzmiała tak dobrze jak w oryginale. Nieprzetłumaczalność to bardzo złożony temat, o którym pewnie jeszcze tu napiszę. Zresztą właśnie nieprzetłumaczalnością dzieł Gombrowicza zajmowałam się lata temu w mojej pracy magisterskiej na przekładoznawstwie.

3. Wystarczy znać trochę język obcy, żeby tłumaczyć

Nie, nie wystarczy.

meme: Oh, you speak two languages? You must think you'd make a great translator

To jeden z istotnych współczesnych problemów w kontekście tłumaczeń. Większość z nas mówi w jakimś stopniu po angielsku – i to jest super! Zwykle podstawowa znajomość języka wystarczy, by porozumieć się na wakacjach czy ze znajomymi z Erasmusa.

Ale w tłumaczeniu chodzi o coś więcej: skoro chcemy jak najlepiej oddać znaczenie i wydźwięk oryginalnego tekstu (a nie zostać niewiernym zdrajcą) i skoro tłumaczenie to coś więcej niż przepisywanie słów, potrzebna jest bardziej szczegółowa, dogłębna znajomość języka oraz namysł nad tym, co autor czy autorka chce w swoim tekście przekazać. Nawet jeśli jest to tylko – lub aż – instrukcja obsługi zmywarki.

Często gdy pojawia się ten temat, tłumacze zadziornie proponują nie-tłumaczom: „Weź dowolny tekst, spróbuj go przetłumaczyć i zobaczysz, jakie to trudne”. Obawiam się, że ten eksperyment może nie zadziałać – z tej prostej przyczyny, że na początku doświadczeń pracy z językiem nie potrafimy rzetelnie ocenić jakości własnego tłumaczenia. Dlatego tak ważne jest dawanie tekstu do przeczytania drugiej osobie i otwartość na informację zwrotną.

4. Nie trzeba być specjalistą w swoim natywnym języku, żeby tłumaczyć

To akurat błędne przekonanie, które zdarza się samym adeptom tłumaczeń i może wynikać z innego powszechnego mitu – mitu native speakera.

Tak, jesteśmy najlepszym punktem odniesienia, jeśli chodzi o potoczne mówienie naszym językiem ojczystym. Ale czy każdy Polak i Polka ma wysoko rozwiniętą samoświadomość w kwestii języka polskiego? Czy umiemy każde słowo odmienić przez przypadki? Czy wszyscy mówimy i piszemy bezbłędnie? Nie, i to samo w sobie jest okej.

Ale kiedy tworzymy teksty, dobrze byłoby pogłębić wiedzę o własnym języku. Weryfikować swoje przekonania. Sprawdzać to, czego nie jesteśmy pewni, a jeszcze lepiej to, czego jesteśmy pewni zanadto.

Lubię język polski – lubię smakować jego głoski i cieszyć się fajnymi połączeniami wyrazów. Lubię czytać po polsku i lubię odkrywać gramatyczne ciekawostki. Dzięki temu wiem, że moje tłumaczenia nie są żadnym mechanicznym odwzorowaniem oryginału, że nie są kanciaste ani rozmemłane. Korzystam z wielu źródeł – o części z nich napisałam w tekście o najlepszych słownikach dla tłumaczy i tłumaczek.

5. Tłumacz zna wszystkie słowa w języku obcym

A czy Ty znasz wszystkie słowa w języku polskim?

Nie sądzę.

Podobnie jest z tłumaczami – o tym też wspominam we wspomnianych wcześniej tekstach o słownikach i jak ich używać. Jako specjaliści od tłumaczeń nie mamy w głowie zakodowanych wszystkich istniejących słowników. Choć trzeba przyznać, że prawdopodobnie znamy więcej dziwnych słów niż przeciętny użytkownik języka. I lubimy się nimi zachwycać. Gromadzić je. A już zwłaszcza tłumacze ustni muszą mieć szybki dostęp do zakamarków mózgu, gdzie kryją się elementy leksykonu z różnych dziedzin. Są nawet badania, które wykazują, że tłumacze ustni mają lepiej funkcjonującą pamięć roboczą niż reszta świata.

Najważniejsze jest jednak wiedzieć, jak wyszukiwać brakujące nam słowa oraz jak je weryfikować. I tu po raz kolejny odsyłam do moich tekstów o słownikach.

6. Tłumacze to zawsze wyrzutki społeczne

Niewątpliwie praca tłumacza i tłumaczki jest dosyć samotna. Siedzimy przy biurku, dla towarzystwa mamy komputer i tekst, czasem kota. Zwykle pracujemy z domu. W naszym przypadku – jest nas dwoje, a kotów trzy, więc czynnik samotności zdecydowanie maleje.

Tłumaczenia pisemne nie wiążą się raczej z wyjazdami (to domena tłumaczeń ustnych) ani z pracą w dużym zespole (nawet jeśli jesteśmy częścią zespołu, rzadko zdarzają się spotkania, raczej wymiana maili).

To złożony temat. Jestem introwertyczką i swój zawód wybrałam także dlatego, że lubię jego spokój, który daje mi właśnie praca zdalna i samodzielna. Ale absolutnie nie oznacza to, że praca tłumacza nie wymaga kontaktu z ludźmi!

Mamy kontakt z klientami.

I jest to sprawa kluczowa. Bez kontaktu z klientami po prostu nie będziemy mieli czego tłumaczyć.

Mamy kontakt z innymi osobami, które współpracują z nami przy danej publikacji.

Od osób kierujących projektem, przez korektorów i weryfikatorów, po grafików i składaczy. Żeby projekt się udał, bardzo ważna jest dobra komunikacja między wszystkimi zaangażowanymi osobami.

Mamy kontakt z innymi tłumaczami i tłumaczkami.

Możemy brać udział w branżowych wydarzeniach, rozmawiać o branżowych bolączkach, no i obalać branżowe mity. Co więcej – niektóre z internetowych znajomości przenosi się w fizyczną rzeczywistość i jest to bardzo fajne!

Ciekawostka – różne badania na temat osobowości tłumaczy i tłumaczek pokazują, że introwertyzm nie jest wcale dominującą cechą w tym zawodzie!

7. Praca tłumacza jest nudna i monotonna

To zdanie jest mitem, ponieważ jest opinią.

To chyba oczywiste, że każdy z nas inaczej postrzega rzeczywistość i inne rzeczy uważa za nudne. To kwestia bardzo indywidualna.

Dla mnie nudne są mecze piłki nożnej oraz rozmowy o parametrach samochodów. Z kolei wyszukiwanie słów w słowniku, czytanie ciekawostek językowych i rozkminianie, jakiej frazy użyć w danym zdaniu, jest dla mnie ekscytujące i satysfakcjonujące. To nie znaczy, że któreś z tych zajęć jest obiektywnie nudne – każdego kręci co innego.

Natomiast monotonia zależy bardziej od specyfiki pracy konkretnej osoby. Ja bardzo cenię to, że w obrębie mojej specjalizacji, którą są tłumaczenia w kulturze, mam ogromną różnorodność i z każdym zleceniem dowiaduję się czegoś nowego. Na przykład pod koniec zeszłego roku, dla różnych instytucji kultury i agencji kreatywnych, tłumaczyłam wystawę o rzekach, wystawę o pszczołach i książkę o filmie i symbolach. Jak mogłabym się nudzić?

Z drugiej strony wiem, że gdybym zajmowała się tekstami tylko w jednym wąskim obszarze, faktycznie mogłabym popaść w szarą rutynę. Ale sama dbam o to, by tak nie było!

8. Tłumacze tłumaczą literaturę

To mit, z którym często się spotykamy i który zwykle prowadzi do rozczarowania odbiorcy.

Nie dziwi mnie zupełnie, że tłumaczenia kojarzą się głównie z książkami, a w ramach książek – z literaturą piękną. To zresztą całkiem miłe i uzasadnione skojarzenie. Ale tłumacze przekładają tak wiele różnych tekstów! Dla odróżnienia od literatury nazywamy je tekstami użytkowymi. Teksty użytkowe obejmują ogromny obszar – od tekstów technicznych i medycznych, przez prawnicze i finansowe, po marketingowe i dziennikarskie. A nawiązując do tego, co napisałam powyżej – teksty użytkowe wcale nie są nudne!

W moim przypadku granica między literackością a użytkowością niejednokrotnie się zaciera. Zdarza mi się tłumaczyć opisy dzieł sztuki na wystawy, które zdecydowanie nazwałabym literacko-poetycko-artystycznymi. Tłumaczenia reklamowe czy na strony internetowe wymagają ogromnej dozy kreatywności. Z kolei tłumaczone publikacje i albumy dla muzeów i galerii często wydawane są w druku z własnym ISBN-em – czy to już czyni je książkami? Pozostawiam to do indywidualnej interpretacji.

9. Tłumacze zarabiają kokosy

Myślę, że ten punkt może wzbudzić wiele kontrowersji.

Są tłumacze, którzy zarabiają kokosy wielkości arbuzów, a są tłumacze, którzy zarabiają tylko wiórki. Pomiędzy nimi jest ogromna grupa tłumaczy, którzy zarabiają mniej, lub więcej, lub średnio.

Wszystko zależy od wielu czynników, a ja wymienię trzy.

Zarobimy tyle, ile przerobimy stron.

To oznacza (w większości przypadków), że żeby zarabiać dużo, trzeba się naprawdę napracować, oraz że zarobki są ograniczone dostępnym czasem oraz prędkością pracy, która przecież nie powinna zwiększać się kosztem jakości tekstu. Z moich obserwacji na różnych tłumaczeniowych grupach wynika, że w związku z powyższym wiele osób działających w tej profesji cierpi na pracoholizm.

Zarobimy tyle, na ile się wycenimy.

I to jest moim zdaniem ogromny problem, zwłaszcza w Polsce, ponieważ stawki różnych osób potrafią różnic się diametralnie, a wiele z tych osób – często niezależnie od wieku i doświadczenia – ceni się bardzo nisko, oferując dumpingowe ceny. Czasem zastanawiam się, czy takie osoby pracują 48 godzin dziennie, by z takimi stawkami zapracować chociaż na składkę społeczną i zdrowotną.

Zarobimy tyle, ile klient będzie chciał nam zapłacić.

To też jest dość duży problem w świecie tłumaczeniowym. Rośnie inflacja, rośnie płaca minimalna, rosną ceny produktów i usług – a ceny tłumaczeń pozostają na tym samym poziomie, bo nasza praca bywa nisko ceniona ze względu na wszystkie wymienione wcześniej mity. O ile klienci bezpośredni są często bardzo świadomi, jak ważna jest skuteczna i precyzyjna komunikacja, i są chętni zapłacić za porządnie wykonaną pracę, o tyle agencje tłumaczeniowe niestety nierzadko traktują tłumaczy jak mało istotne trybiki w wielkiej maszynie, co odzwierciedla się w proponowanych przez nie stawkach.

10. Tłumacze to wymierający zawód

To mit, który może wkrótce stać się rzeczywistością.

Tłumaczenia maszynowe oparte na technologiach sieci neuronowych stają się coraz bardziej dokładne i trafne, co sprawia, że coraz więcej osób potrzebujących tłumaczeń rezygnuje z usług wykonywanych przez człowieka. Wielu z nas obawia się więc, że niedługo zabraknie dla nas pracy oraz że stanie się mniej doceniana. Ba, w sektorze tłumaczeń technicznych to już się dzieje.

A jednak sztuczna inteligencja wciąż wymagają ludzkiej weryfikacji, a do tego nie radzi sobie z bardziej kreatywnymi, nieszablonowymi zadaniami. Tłumaczeniowe boty wykraczają daleko poza poziom tłumaczenia słowa po słowie, ale raczej nie zadają sobie pytania: co autor miał na myśli?

Nie potrafię przewidzieć przeszłości ani nie jestem specjalistką w temacie trendów. Wiem, że AI może być przydatnym narzędziem dla tak zwanych białkowych tłumaczy, a nie tylko zagrożeniem. Ale przede wszystkim jestem przekonana, że usługa tłumaczeniowa, której poświęcę czas, uwagę oraz językową wiedzę i wyczucie, znajdzie swoich odbiorców, którym zależy na jakości – tak jak ręczne prace rzemieślników są cenione wyżej od wyrobów masowej produkcji.

AI-generated cartoon image of Translatorion translators
Taki mit o nas widzi AI

To najczęstsze spośród licznych mitów na temat tłumaczeń, z jakimi się spotkałam.

Czy udało mi się je skutecznie zdemaskować i zweryfikować? Spotkaliście się z takimi stereotypami o pracy tłumaczeniowej? Któryś z tych mitów był Wam znany? A może podzielicie się innymi przekonaniami i obiegowymi poglądami o tłumaczach i tłumaczkach?

Chętnie o nich posłucham i porozmawiam!

Martyna

Udostępnij